piątek, 31 października 2014

Żyć czy nie żyć, czyli Nie mów nikomu.

 Od dawna miałam zamiar zacząć przygodę z tym autorem. We wrześniu udało mi się nawet zakupić inną książkę tego autora - "Bez pożegnania", ale na zakupieniu się skończyła, była z planu czytelniczego wypierana przez inne. Aż tu pewnego dnia, mając ochotę na w miarę krótki, ale dobry thriller z wątkiem kryminalnym, wypożyczyłam "Nie mów nikomu".
      Beck był szczęśliwym człowiekiem. Miał kochającą żonę... Właśnie, miał. Do czasu, gdy pada ofiarą seryjnego mordercy, KillRoya. Nie pozbierał się przez całe osiem lat od jej śmierci, aż nagle otrzymuje tajemniczy e-mail z dowodem na to, że jego ukochana, Elizabeth, żyje. Tymczasem w ich sekretnym miejscu znalezione zostają dwa ciała, mające najwyraźniej związek ze zbrodnią, a sprawa znów zostaje odkryta. Kto znajdzie się w kręgu podejrzanych? Kto naprawdę zabił? O co chodziło? I czy Elizabeth naprawdę nie żyje?
     Tyle można powiedzieć, żeby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły, a jest ona naprawdę nieprzewidywalna, skomplikowana i intensywna. Genialna. Bierze w niej udział wiele postaci, ale spokojnie można się połapać, kto co zrobił i kim kto jest - przynajmniej w tych rzeczach, które autor nam zdradził. Na początku praktycznie nic nie wiemy, z czasem się wyjaśnia coraz więcej, aby skończyć wielkim zwrotem akcji, i to nie jednym. Nie, nie udało mi się nawet trochę zbliżyć do rozwiązania zagadki samemu. Dopiero, jak wszystko było już wiadome, miałam pojęcie, a i tak... jest na tyle skomplikowane, że przez cały następny dzień jeszcze raz sobie wszystko układałam. Obfitująca w emocje, sceny sensacyjne. Czyta się, po prostu, z zapartym tchem. Fabuła zasługuje na najwyższą ocenę - i taką dostaje. Rzadko zdarzało się, żebym czytała po nocy - nie lubię tego robić, jak już "nołlajfię" to tylko przy grach. A tutaj tak było, bo... po prostu nie mogłam się doczekać, jak się to wszystko skończy.
      Z bohaterami jest trochę gorzej. Co prawda w przypadku głównego bohatera, Elizabeth, jego siostry oraz paru innych ważnych postaci, wiemy, co nimi kieruje, jaki mają motyw, ich działania są uzasadnione, tak w przypadku dalszych, ale nadal potrzebnych dla fabuły, zabrakło mi tego. Możnaby nawet wydłużyć tą, i tak krótką, książkę, byle tylko bardziej było widać ich profil psychologiczny. Tego mi zabrakło, ale przy całokształcie ta wada traci na znaczeniu. Zwłaszcza, że i tak są przekonujący i nie ma osoby, która nie miałaby jakiejś roli.
      Styl jest prosty, ale nie banalny. Przejrzystość tutaj jest zaletą - przy natłoku postaci i wątków, nie da się pogubić - i to jest to.  Nie ma błędów logicznych, wszystkie elementy układanki na końcu są na swoim miejscu. Idealnie dopracowane, zaskakujące. Czytając automatycznie się myśli o rozwiązaniu zagadki, bo niewiadomych jest wiele i nie są tak oczywiste....
   Fabuła jest celująca, styl pisania świetny, bohaterowie również - ale ci mniej zaakcentowani w akcji, ale w ostatecznym rozwiązaniu mający duży wpływ, byli zbyt mało rozwinięci pod względem psychologicznym. Jak już jednak wspomniałam, ta wada jest niczym przy całokształcie, który zasługuje na mocne 9/10.

czwartek, 30 października 2014

O złu, wolności i manipulacji, czyli Istota Zła.

Właściwie, decyzja o zakupie tego była impulsem. Miałam 100 złoty na prenumeraty, i postanowiłam, że sobie wezmę to, bo zakończone, wesprę Jednotomówki i na dodatek 26 zł za niejako dwa tomy. Nie miałam wygórowanych oczekiwań. Czy zostałam zaskoczona? I tak, i nie...
      Manga opowiada o Zenie, który jest przestępcą. Niesamowicie brutalnym przestępcą , który zabija tylko z jednego powodu: Chce czuć się wolny. Nie więzi go prawo, jak ktoś mu przeszkadza - eliminuje go. Nie obchodzi go etyka. Jednakże, podczas jednego z jego wypadów zostaje ranny, po czym opatruje go lekarz w pobliskiej wiosce. Później natomiast, gdy był już gdzie indziej, napadł go morderczy szał, nad którym nie mógł panować. Nie mogąc znieść myśli, że coś go może ograniczać, postanowił razem z napotkanym lekarzem odnaleźć tego źródło...
      Jak można się do myśleć, pierwsze skrzypce gra Zen - i muszę przyznać, że do samego końca nie do końca ogarnęłam, "co mu w duszy gra". No chyba, że próbuję się za dużo dopatrzeć, ale wydaje mi się, że coś jeszcze jest... Ważną postacią jest też Hakka, owy lekarz. Poznajemy również niewidomą dziewczynę Riin, która może sama w sobie najważniejszą postacią nie jest, ale osoby z jej środowiska okazują się odgrywać naprawdę dużą rolę w fabule, która okazuje się być bardziej skomplikowana, niż na początku była.  Postaci są dość dobrze rozwinięte, mimo ilości tomów - choć jeden tom więcej by im pomógł.
      Dużym plusem w niej jest do, że mimo wszystko, sporo rzeczy mnie zaskoczyło. Osoby, które wydawały się być epizodyczne, okazywały się ważne, oraz na odwrót. Intryga również okazuje się głębsza, niż się wydawało - chociaż nie jest to majstersztyk, ale naprawdę można było się w nią, po prostu, wciągnąć.  Całość czytało się jak dobry film sensacyjny - dużo strzelanin, intryga, ale też coś więcej...
     Naprawdę mnie zdziwiło to, że podczas czytania tego zaczęłam się wręcz zastanawiać nad "Istotą Zła". Czy to był zamierzony zabieg, czy nie, to mimo tego, że zaczęłam to czytać w celu wyłącznie rozrywkowym, trochę rozmyślań mnie dopadło. Nie, nie ma co oczekiwać filozofii, jest to raczej nadinterpretacja z mojej strony - ale jednak sprawiło to, że było czymś więcej niż zwykłą nawalanką z intrygą - tylko, że dość dobrą.
  Jak autorka wielokrotnie na "paskach" z boku wspomina, historia miała być przeznaczona na więcej niż 2 tomy, ale wyszło jak wyszło - i z jednej strony to dobrze, że jest akurat tyle - akcja nie zdąża zanudzić, ale nie jest też zbyt szybka. Minusem tego jest to, że postaci nie były rozwinięte tak dobrze, jak mogłyby być, choć i tak - jest dobrze, jak na dwa tomy.
  Mangę wydało wydawnictwo Waneko w serii "Jednotomówki Waneko". Dzięki temu zamiast mieć dwa tomy po 20 złotych mniejszego formatu, mamy powiększony format, złączone dwa tomy oraz przystępną cenę - 26 zł. O ile zazwyczaj nie lubię omnibusów, tak tutaj, przy 390 stronach, wygląda zgrabnie i nie jest "cegłą" - ba, prezentuje się lepiej, niż wyglądałyby dwa tomy osobno. Tłumaczenie jest w porządku, aczkolwiek w dwóch czy trzech miejscach brzmiało nieco nienaturalnie i to dało się wyczuć. Brak kolorowych stron, obwoluta śliska, ale naprawdę ładna. Zastanawia mnie tylko, czy "pikseloza" na części okładki (będzie pokazane na dodanym zdjęciu) jest celowa... Natomiast jakość druku bez zarzutu, "łupieżu" brak.
  Krótko mówiąc: Porządna manga sensacyjna, w dość dobrze rozwinięci bohaterowie, zaskakująca intryga, świetne wydanie - polecam, bo dużo wydatku to nie jest. Ale uprzedzam - nie jest to też arcydzieło. Jest naprawdę dobre, ale nie oczaruje. 8/10 - może to i za dużo, ale czuję, że taka ocena jest odpowiednia. Ale nie należy podchodzić do tej mangi z wygórowanymi oczekiwaniami.







środa, 29 października 2014

Muzyczny Przegląd #5

Czy zdążę na środę, czy zdążę? Prawdopodobnie zdążę! A jak nie, to w czwartek. Zatem lecę, śpieszę się, pędzę, by zdążyć z kolejnym Przeglądem! Playlista: klik

1.  Poets of a Fall - Carnival of Rust

Dość ciche, spokojne i poetyckie. Ładne, ale brakuje tego "pazura", ale z każdą minutą coraz lepsze. Ostatecznie na plus.

2. Silent Hill: Homecoming - One More Soul to the Call

Znowu z Silent Hilla, który pojawił się też w pierwszym przeglądzie. Ale jak dobre, to czemu nie pokazywać? Wokalne kompozycje z tej serii mają to do siebie, że posiadają pewną... "magię", wspomaganą delikatną muzyką. Ogółem, tekst jest świetny, a refren to czysta niesamowitość. Amen.

3. Peter Crowley - Ignis Divinius
Bardziej symphonic niż metal, ale może to i dobrze? W sumie, w stylu podobne nieco do Rhapsody of Fire, ale zachowujące własny styl. Ma w sobie głębię, epickość, dynamikę i dobre wokale - wszystko, czego potrzeba symfonicznemu metalowi. Ale tutaj bardziej symfonicznemu, niż metalowi.

4. Iron Fire - March of the Immortals
Dobry power metal, i właściwie nic specjalnego, a nawet mającego dość poważną wadę - dość słabego, mało charyzmatycznego wokalistę. Tak jest świetnie, ale ten wokalista... nieco psuje ostateczny efekt.

5. Orden Ogan - Things We Believe In
Teraz znowu power metal, ale nietypowy, zarówno tematyką, jak i po prostu, że ma swój własny, unikalny styl. Jest po prostu świetne, Wokal przekazuje po prostu... moc, a refren... boski. Rzecz, którą należy się zachwycać.

6. Xanthochroid - Land of Snow and Sorrow [Wintersun cover]
Cover piosenki zespołu Wintersun, który jednak od oryginału się dość różni. Jest dość delikatny oraz folkowy, mający w sobie magię, spokój i zupełnie inny klimat. Świetne. Lekkie, dające powiew zimy.

7. Wintersun - Land of Snow and Sorrow
O wilku mowa - o to oryginał poprzedniego utworu. Jak słychać, znacznie inny od coveru - i do tego dwa razy dłuższy. Mocniejszy i cięższy. Świetne, mocne wokale. Ale nie jest przygniatający klimatem, jego melodyjność "unosi" piosenkę.

8. Funeral - Yield to Me
Jak przystało na porządny doom metal, od początku wprowadza ciężką atmosferę, która ma w sobie "to coś". Wciągające w klimat, wokale nie rozpraszają, a nawet dodają coś od siebie, dzięki czemu utwór jest jeszcze lepsze. Nie męczy, mimo mocnego klimatu ma w sobie magię.

9. Demons and Wizards - Fiddler on The Green
Teraz dla odmiany, coś lżejszego muzycznie, ale nadal w smutnawych klimatach. Delikatna gitara i wokale tworzą tą piosenkę, sprawiając, że się naprawdę wyróżnia.

10. Neverland - Into the Horizon
 Zmieniamy klimaty, idziemy w bajeczny symphonic metal. Ładny, bez wokalu, co tutaj bardzo pasuje, bo instrumental jest po prostu wspaniały - można się wręcz przenieść w inną krainę. Sam utwór urozmaicony, porządny.

11. Damage Vault - Passage
Przenosimy się w klimaty przyszłościowe, gdzie Damage Vault daje nam ciekawe połączenie pięknej melodii z ciężką gitarą. Urozmaicone, stuprocentowo instrumentalne. Ma nieco przygnębiający klimat, który naprawdę kojarzy się z dystopijną przyszłością. 

12. Blue Stahli - Metamorphosis
Mocne, świetne, ciężkie gitary połączone tym razem z elektroniką. Wokal natomiast jest kontrastowy - jego fragmenty są ciche i spokojne, choć nie cały, ale muzyka go wręcz zagłusza. Ważne jest jednak to, że efekt końcowy jest naprawdę dobry.

13.  Project Virema - Set The World on Fire
Znów instrumental, melodyjny, słowem: bardzo dobry. Ma w sobie to coś, odpowiednią dynamikę, wszystko do siebie pasuje. Jedna sprawa, że mógłby być wokal, ale czy by tej świetnej kompozycji po prostu nie zepsuł?

14. The Machinist - The Game
Kolejna bezwokalowa, genialna kompozycja. Ciężka i dość "przyziemna", ale naprawdę klimatyczna, bardzo lubię.

15. Versus - Nether Edge

Już ostatni utwór, ale nie, wokalu nie uświadczycie. Tym razem jest to elektronika, ale dobra. W sumie, tylko wyjątki mi się podobają... Ma dość spokojny "przepływ", bardziej się sprawdza jako muzyka tła, ale ma w sobie to coś.

No, jednak na środę zdążyłam! Zapraszam do komentowania, a kolejnym postem będzie recenzja Nie Mów Nikomu autorstwa Harlana Cobena, która pojawi się tak w piątek-sobotę.


poniedziałek, 27 października 2014

Nie ma miejsca na uczucia, czyli Chłopak Nikt.

Ta oto pozycja przykuła moją uwagę od momentu zobaczenia jej w zapowiedziach. Opis, okładka, całość sprawiła, że kupiłam w miesiącu premiery, a przeczytałam tydzień temu - i to bardzo, bardzo szybko. Panie i panowie, oto Chłopak Nikt!
        Zach, lat 16. Na potrzeby misji Benjamin. Jego ojciec umarł, gdy on miał lat 12. Albo inaczej - został zamordowany przez najlepszego przyjaciela jego syna. Zach został postawiony przed wyborem: Czy woli przeżyć i zostać przeszkolonym na żołnierza, czy umrzeć. Wybiera śmierć, nie ma już wszakże niczego, na czym mu zależy. Ale, okazało się, że to był tylko test siły jego osobowości. Od teraz zostaje szkolony w Programie. Szkolony, aby zostać bronią. Nie ma super siły. Zna sztuki walki, ale jego główną siłą jest brak uczuć. Wykorzystuje więzi, aby dostać się do celu. Zakończenie zlecenie to jeden ruch, który decyduje o śmierci.
        Poznajemy go, gdy wykonuje swoje zadanie. Z zimną krwią zabija ojca chłopaka, który przez kilka miesięcy uważał go za przyjaciela. Nie waha się ani chwili, po wykonaniu go "usuwa się". Po jakimś czasie dostaje zlecenie, wokół którego będzie kręcić się fabuła tego tomu. Jest ono dość niecodzienne - ma na jego wykonanie tylko pięć dni. Co więcej, ma zabić prezydenta Nowego Jorku, docierając do niego przez jego córkę, Sam Goldberg. Nie dość, że czas goni, to zadanie jest bardziej skomplikowane, ponieważ Zach jednak jest jeszcze człowiekiem...
        Tyle można napisać, żeby nie zdradzić za dużo. Muszę powiedzieć, że sama historia ma parę naprawdę dość zaskakujących zwrotów akcji, a całość napisana jest z perspektywy pierwszej osoby, opowiadana przez głównego bohatera. I to jest Ś-W-I-E-T-N-E. Normalnie nie przepadam za tą narracją, wolę trzecioosobową, ale tutaj naprawdę pasuje - oddaje uczucia (czy też raczej ich brak?) głównego bohatera, pokazuje jak to jest "być bronią".
        Oprócz niego, poznajemy też innych bohaterów. Sam Goldberg umie zripostować Zacha, ich dialogi są po prostu naturalne i świetnie się je czyta. Howard, klasowy outsider, który wydawał się być mało ważną postacią, odegra jednak dość poważną rolę. Jest też Erika - dziewczyna, którą szczególnie polubiłam, ze względu na jej "teksty na podryw". Wyraźnie próbuje upolować głównego bohatera i dialogi z nią są po prostu... zabawne.
       Niestety, tym razem misja nie idzie tak gładko. Zach wdaje się w romans, swoją drogą naprawdę dobrze opisany i przeprowadzony, poznaje bliżej prezydenta, i nic nie wydaje się już być jasne. Ale czemu misja jest taka krótka? Co ma do tego tajemniczy człowiek, który śledzi chłopaka? I z czym jest związany były chłopak Sam? Muszę powiedzieć, że zakończenie baaardzo mnie zaskoczyło. Całość dynamiczna i aż by się chciało mieć już drugi tom, a tymczasem pewnie trochę poczekam... Czy Zach wypełni misję? Czy zawiedzie? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami, czytając to. Osobiście - 9/10.

piątek, 24 października 2014

Miłość w czasach walki, czyli coś o Niezgodnej.

        Postanowiłam zagłębić się w "to, co czytają zwykłe nastolatki" i powtarza się w niemal każdej biblioteczne na facebookowych stronach o książkach... A zaczęłam od Niezgodnej, bo moja przyjaciółka ją miała. Czy wpasuje się w gust i zacznę czytać więcej "typowych młodzieżówek"? Czy może nie?
   Kiedyś, dawno temu, była jakaś wojna. Nie wiadomo kto z kim, o co, i dlaczego. Po tym, jak świat został zniszczony doszczętnie, grupa ludzi postanowiła sobie, że odbuduje świat, ale żeby zapobiec kolejnej apokalipsie, odbudują jedno miasto, które będzie samowystarczalne. Jak to zrobią? Postanowią "wyeliminować" negatywne cechy i podzielić ludzi na pięć frakcji: Altruizm, Erudycja, Serdeczność, Nieustraszoność i Prawość. Ale żeby tak łatwo nie było, w wieku 16 lat każda osoba przechodzi test, który z założenia ma rozjaśnić, do jakiej frakcji się pasuje. A potem i tak może sobie samemu ją wybrać. Zanim przejdziemy do dalszej części, muszę to powiedzieć: Jak można było wpaść na tak głupi pomysł podzielenia ludzi? Co to za świat, że ludzie mają tylko jedną główną cechę charakteru? I to na dodatek tak mocną? Ludzie z Altruizmu (dobroczynności) nie mogą w ogóle myśleć o sobie, o swoim wyglądzie, tylko skupiają się na innych, a to tylko przykład...Kolejny błąd logiczny - po jakie licho jest ten test, skoro i tak można sobie wybrać jakąkolwiek frakcję? Kontynuujmy. Nasza główna bohaterka, Beatrice, urodziła się w Altruizmie, ale czuje, że do nie do końca do niego pasuje, bo lubi patrzeć się w lustro, a pomaganie innym nie zawsze jej wychodzi. Podczas testu, okazuje się, że jest Niezgodna - bo ma cechy charakteru kilku frakcji, a co więcej, okazuje się, że Niezgodni są niebezpieczni dla systemu i musi za wszelką cenę chronić wiedzę o tym, jaki naprawdę był wynik testu. Podczas ceremonii wyboru, wybiera natomiast frakcję Nieustraszonych. I się zaczyna...
  Książka skupia się najpierw na życiu Beatrice ( a właściwie Tris, bo zmieniając frakcję, zmieniła imię) w Nieustraszonych a potem na początku konfliktu międzyfrakcyjnego (żeby się coś działo, nie?). Sama bohaterka mnie trochę denerwowała - jeden, że jej przemiana była dość sztuczna, dwa, że była... zbyt idealna. Nawet, jak niby miała wady, jak coś się jej nie udało - konsekwencji nie było, bo zawsze znalazł się ktoś, kto to zatuszował albo jej  pomógł. Inni mogli mieć problemy - ona nigdy niczego poważniejszego nie miała. Postacie poboczne, czytaj znajomi z frakcji i rodzina, były już znacznie bardziej strawne, ba, nawet niektóre dałam radę polubić bardziej. Jest jednak też inny główny bohater - tajemniczy instruktor o pseudonimie Cztery, z którym... uwaga, uwaga, nasza bohaterka ma romans! Szczerze... Nie podoba mi się, jak został przedstawiony. Naprawdę niezbyt. Nawet nie chodzi mi o samo "czucie chemii", tylko jak chociażby był opis pocałunku - wcale nie był przekonujący. Ani nie mogłam się wciągnąć w niego, ani rozczulić. Sam Cztery mnie ani ziębi, ani grzeje -  taki sobie człowiek.
    Szczerze, nie mogłam się wciągnąć w fabułę. Całość była na tyle przyjemna, że po prostu czytałam i starałam się wyłączyć umysł na to, co mnie irytowało. Efektem było to, że po prostu nie wczułam się w historię. Przez całą książkę czekałam na tą zapowiedzianą w opisie "wojnę frakcji" i się zawiodłam. Nie dość, że napięcie "przedwojenne" było słabo oddane, to sama wojna też najlepiej zrobiona nie była. Po prostu - nie czułam jej. Pomysł nie był najlepszy - nie podobało mi się.
    Czyli co, główna bohaterka irytująca, kiepski romans, kiepska wojna, błędy logiczne, co, nie ma żadnych zalet, chłam, 1/10? Nie, jest jedna, duża zaleta, dzięki której oceny żadnej książki, która ma tą zaletę, nie zaniżę pod 5/10. A mianowicie - przyjemność czytania. Trzeba tylko wyłączyć się na błędy i można spędzić miło jakieś..,3 godzinki? Coś koło tego. Nie zostanę fanką tej serii (chociaż ją przeczytam, może będzie lepszy kolejny tom...) Ocena końcowa - 5/10.

czwartek, 23 października 2014

Muzyczny Przegląd #4

Kolejny przegląd, który z przyczyny zwanej brakiem czasu pojawia się w czwartek, nadchodzi! A co dzisiaj? Sami zobaczcie...klik!

1. .flow soundtrack - Heaven
 Króciutkie jak nie wiem co, ale ładne, posiada tajemniczą, ale spokojną atmosferę. Proste, ale w prostocie moc.

2.   Annirudh Immaneni - Tyrael
 Kolejny instrumental, tym razem złożony, zaczynający się prosto, ale z czasem coraz mocniejszy i bardziej epicki. Mocne, niestety dość krótkie, polecam.

3. Majesty - Freedom Warriors
 Nie jest to nic specjalnego, ale ma w sobie ten urok. Proste, ale w dobrym stylu, takie... swojskie. Podnoszące na duchu.  Refren niesie w sobie masę pozytywności, naprawdę świetne.

4. HAKEN - Pareidolia
 Teraz coś dłuższego, a mianowicie HAKEN z Pareidolią. Jest to metal progresywny, więc jest trochę eksperymentowania z melodią i dźwiękiem, ale w granicach rozsądku. Wokal sam w sobie urzekający nie jest, ale razem z muzyką sprawia wrażenie... iście magiczne.

5. Pessimist - Another Day in Mania
Thrash, czyli coś czego NIE słucham. Ale ze względu na wokal. A tutaj mamy instrumental, który podoba mi się bardzo. Klimatyczny, manipulujący tempem. Krótko mówiąc: Świetny.

6. Eluveitie - Memento
 Teraz mamy folk metal, znowu instrumental. Świetny, melodyjny, melancholijny. Naprawdę, naprawdę polecam.

7. Dream Theather - Enemy Inside
 Teraz progresywny metal znowu, ale bardziej energiczny. Tutaj mam już częściowo wątpliwości, czy niektóre...emm... struktury dźwiękowe (?) są dobre, ale całość robi wrażenie i wciąga. Dobre.

8. Primordial - Where greater man have fallen
Coś mocniejszego i cięższego, przy tym długiego. Przez 8 minut można napawać się wspaniałym klimatem i ciężkością. Wszystko do siebie pasuje, jest przemyślane.

9.  Megaherz - Menschmaschine
Tym razem industrial, ale o ciężkim, mocnym klimacie. To kolejna piosenka, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że Niemcy robią najlepsze piosenki z tego gatunku :D Mocne, ciężkie, dobre.

10. Draconian - The last hour of ancient sunlight
Zostajemy przy nieco przygnębiających klimatach, ale tutaj jednak ładnych. Gothic metal prosto ze Szwecji, piękny. Połączenie dwóch rodzajów wokali wychodzi świetnie, i nie ma co temu zaprzeczać.

11. Vaudeville - Tainted Passerby
Teraz coś spokojniejszego, ale klimatycznego. Magiczne.

12.  Thomas Giles - Scared
 Całkowicie spokojne, delikatna gitarka w tle, lekki wokal. Uspokajające, ale nie dające rady zanudzić dzięki swojej długości.

13. ShannoN - Long Gone
Klasyczny hard rock w dobrym, starym stylu. Chwytliwe, porządne, ale nie coś, w czym można się zakochać.

14. Miracle of Sound - Shadow of The Ash
Kolejna dobra rzecz od Miracle of Sound, tym razem inspirowana Cieniem Mordoru. Melodyjne, wpadające w ucho, naprawdę dobre. Można by się przyczepić tylko do wokali - brakuje w nich takiego... pazura. Poza tym - świetne.

15. Crytek - Army of Ghosts
Teraz o dziwo, coś typu techno. Naprawdę wpada w ucho, chociaż jeden typ wokali niemal kaleczy moje uszy, to jednak w całości jest naprawdę znośne - a skoro sama melodia zmusiła mnie do pobrania tego i słuchania dość często, to coś w tym jest.

No, to tyle na dzisiaj! Kolejny przegląd w środę, a przed tym będzie recenzja... albo dwie ;) A czego? Zobaczycie.



poniedziałek, 20 października 2014

Sprawiedliwość zostawmy Bogu, czyli coś o Sędzim.

    Postanowiłam pójść sobie do kina - a bo czemu nie. Miałam iść na Draculę - bo jak do kina, to na coś efekciarskiego. Ale z różnych przyczyn poszłam na Sędziego. I zawiedziona nie jestem. Może dlatego, że nie miałam też wielkich oczekiwań, ba, wydawało mi się, że będzie nudny - ale co to ma za znaczenie, kiedy mi się po prostu podobało.

    Główny bohater, adwokat Hank, odnosi same sukcesy, niekoniecznie uczciwie. Jednakże, jedną z rozpraw przerywa mu telefon, w którym dowiaduje się o śmierci matki. Wraca do swojej rodzinnej mieściny i już chwilę później dowiaduje się, że jego ojciec, będący tutaj sędzią, jest oskarżony o morderstwo. Mimo, że go niezbyt lubi, rodziny trzeba bronić. I to robi.
   Wbrew pozorom główna oś fabuły nie skupia się na odkrywaniu prawdy w wykonania adwokata, co więcej, ten wątek jest raczej tłem dla obyczajówki, ale tłem, bez którego całej akcji by nie było. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej, gdyby tu jeszcze chcieli kryminał wcisnąć, to byłoby za dużo, a jakby był tylko kryminałem połączonym z thrillerem sądowym, to już by nie był ten Sędzia. W każdym razie, skupia się głównie na relacjach ojca z synem, choć jest też parę innych wątków, dotyczących m.in. dawnej miłości naszego adwokata. I muszę przyznać, że emocje są bardzo dobrze ukazane, naprawdę dobrze. Ale, żeby ani nie była to przewlekła obyczajówka, ani wyciskacz łez, dialogi okraszono sporą ilością ciętego humoru - i muszę przyznać, że to naprawdę wielka zaleta. Smutne momenty nie przytłaczają tak, gdy chwilę później walą ciętą ripostą na prawo i lewo.
    Obsada aktorska pierwszorzędna - Robert Downey jest taki, jakim można się go spodziewać, jego filmowy ojciec też dobrze się spisuje - nie ma co narzekać na sztywne, nienaturalne zachowanie. Aktorzy spisali się pierwszorzędnie, a aktor grający naszego Hanka to nie byle co, jest na co popatrzeć^^
    Czy bohaterowie są sztuczni i nienaturalni? Nie. Czy problemy są nienaturalne? Nie. Czy źle pokazano emocje? Nie, wręcz przeciwnie. Wszystko odegrane dobrze, wszystko wiarygodne. Albowiem to oskarżenie o morderstwo byłoby jeszcze w miarę "akceptowalne", gdyby nie to, że oskarżony jest w podeszłym wieku i ma czwarte stadium raka... Bohaterowie sobie radzą - albo raczej próbują - czy im to wyjdzie? Sami zobaczcie. Sama muszę przyznać, że obrót spraw w niektórych momentach jest zaskakujący - i to naprawdę. Zakończenie mnie baardzo zaskoczyło.
   Muszę też oddać trochę miejsca na soundtrack - jest też bardzo dobry. Ujawnia się w ważnych chwilach, sprawiając, że sam zwraca na siebie uwagę. Jest naprawdę ładny, ale nie jest to coś, co będzie się słuchać latami.
   Nie wymieniłam wad. Może dlatego, że niezbyt je widzę. Główną wadą jest tu to, że niczym się nie wybija - wszystko jest bardzo dobre, ale nic ponadto. Świetni aktorzy, świetnie pokazane uczucia, dobry pomysł. I z tego wyszedł bardzo dobry film. Warto obejrzeć, w Kielcach to aktualnie jeden z najlepszych filmów do obejrzenia o przyzwoitej godzinie - ale i tak polecam zapoznanie się z Sędzią. Jednym się spodoba, drugim nie - a ja należę do tych pierwszych. 8/10.

piątek, 17 października 2014

Król jest (nie) tylko jeden, czyli coś o Starciu Królów (Pieśń Lodu i Ognia, część 2)

Uporałam się z drugim kolosem, przede mną jeszcze 8... Jak na razie. Ale zanim przeczytam całość, to minie sporo czasu, a co szkodzi skrobnąć coś o drugim tomie już teraz?
        O pierwszej części mogę z czystym sercem powiedzieć, że mimo swojej objętości (900 stron) była... wstępem. Ale wstępem koniecznym. Na początku zapoznajemy się tam z sytuacją polityczną, postaciami i po ok.200 stronach już załapujemy kto jest kim, natomiast, gdy Gra o Tron się rozpoczyna, spokojnie już ogarniamy akcję. A co o drugim tomie? Początek był ciężki. Okazało się, że postaci aż tak dobrze nie pamiętałam. Ale potem już nic, tylko się wciągnęłam. Wojna zaczyna się na dobre, nowi królowie zgłaszają pretensje do tronu, a wszędzie dookoła polityczne intrygi. Żeby się tą polityką nie zmęczyć, jest też kilka innych wątków, równie ciekawych. Pod względem wydarzeń podobało mi się znacznie bardziej niż pierwszy tom - teraz zaczyna się już na dobre.
         George Martin ma troszeczkę męczący styl pisania, który nie pozwala przeczytać "w jeden wieczór", ale tą odrobinę męczenia całkowicie przyćmiewa ciekawość historii. Jak już się wkręciłam, to nawet po odłożeniu zaraz znów czytałam. Teraz jest już sporo bitew, które opisane są, po prostu, świetnie - czuć ten bitewny chaos i gorączkę, ale da się połapać. Jedyne co mi przeszkadzało, to mało narracji ze strony Daenerys - w pierwszym tomie dawała mocny powiew świeżości z powodu... no cóż, kompletnej zmiany miejsca akcji. Tutaj były z 4-5 fragmentów (po ok.10-30 stron) na 900 stron. Mało trochę.
        Jedną rzecz trzeba George'owi przyznać - ma gość talent to wymyślania świata. Cała kraina, rozpisana, wiele rodów, wiele tradycji, cała polityka, ogrom postaci - już za samo to należy się szacunek. Co prawda, ten ogrom potrafi zmęczyć - ale jednak to dzięki temu czuje się ten świat. Czuje się ten klimat.
        Kolejnym plusem są bohaterowie - jest ich wiele, a każdy jest rozwinięty. Niektórych można lubić, niektórych nie, ale nie warto się przywiązywać do żadnego ;) Trup ściele się gęsto, i muszę przyznać, sama jestem zaskoczona śmiercią niektórych postaci. W ogóle fabuła zaskakuje :D W każdym razie, mam swoich faworytów do tronu, czy przeżyją do końca - zobaczy się. Jest naprawdę wiele postaci, każda jest unikalna i wielowymiarowa. Martin nie narzuca opinii na temat postaci - spokojnie można kogoś lubić albo nie. Narracje ze strony różnych postaci to bardzo dobry pomysł, wręcz konieczny przy tak kolosalnej fabule. Widzimy wojnę z różnych perspektyw, jest naprawdę wiele, wiele wątków, nie ma lania wody.
      Troszeczkę krótka mi ta opinia wyszła... Ale to notka, a niekoniecznie recenzja, więc na siłę nie ma co pisać. Podsumowując - naprawdę rozbudowana powieść, mnóstwo wielowymiarowych bohaterów, których można lubić, jak i nie lubić, świetne opisy bitew - tylko za mało Daenerys. I czasem ten ogrom męczy.
     

środa, 15 października 2014

Muzyczny Przegląd #3

Oto jest czas na trzeci przegląd... A w tym przeglądzie postarałam się zebrać bardziej urozmaicone... Starałam się, wyszły soundtracki i metal/rock. Przynajmniej nie sam metal :3 Chociaż jest też parę innych rzeczy... No nic, zapraszam! Oto link do playlisty: klik
1. Shiki OST - Day and Night




Zaczniemy wprowadzającym, klimatycznym soundtrackiem z anime "Shiki" (swoją drogą świetne i klimatyczne, polecam). Co tu dużo mówić - spokojny i klimatyczny, jeden z najlepszych kawałków soundtracka z tego anime (chociaż całość jest świetna, naprawdę się wybijało podczas oglądania).

2. Maksim Mrvica - Croatian Rhapsody
Teraz nie soundtrack, ale też instrumentalne, z naciskiem na pianino - chociaż każdy instrument jest tu ważny i całość dobrze się równoważy, wprowadzając baśniowy klimat.  Nie zanudza przy słuchaniu całego.Naprawdę dobre, polecam. Skrzypce + pianino to naprawdę świetne połączenie.

3. Ivan Torrent - Icarus
Jak sugeruje tytuł filmiku na youtubie, to jest epickie. Bo jest. Na dodatek wokal także wprowadza w klimat. Zaczyna się spokojnie, a potem już tylko lepiej...

4. Witcher Soundtrack - To Arms
Króciutki, ale wspaniały soundtrack z Wiedźmina. Dość energiczny i naprawdę oddający klimat, jedyną jego wadą jest to, że... jest za krótki.

5. Requiem for a Dream Theme
 Teraz absolutny klasyk, czyli soundtrack z filmu Requiem dla snu. Niestety, nie oglądałam, ale kiedyś go muszę obejrzeć. Ten kawałek jest po prostu... genialny. Jednocześnie spokojny, niepokojący oraz energiczny, epicki. Wbija się w umysł. Arcydzieło.

6. Adrian von Ziegler - Nocturnus
Instrumentalny utwór skomponowany przez niezależnego twórcę, ale to nie znaczy, że gorszy od tych mainstreamowych. Klimatyczne organy oraz sam początek.

7. Wicker park - The scientist
Dla odmiany coś łagodnego i spokojnego,  z filmu, ale już z wokalem. Niby nie ma w tym nic specjalnego, a jednak jakaś magia jest.

8. Akiko Shikata - Umineko no Naku Koro ni
Jest to jedyna piosenka, której się nie dało włożyć do jednej z dwóch kategorii... Więc dałam po środku... W każdym razie naprawdę świetna, chociaż za pierwszym razem może się nie spodobać, dobrze sobie posłuchać parę razy.

9.  Crom - My Destiny
Tym razem już teoretycznie metal, praktycznie lekka piosenka z gitarami, w spokojnym nastroju.  Znowu znajduję zespoły, których nikt nie zna, a są dobre... Chociaż tutaj tak średnio zgrywa się wokal z gitarami, to całość sprawia dobre wrażenie.

10. Corevalay - Slowly
Od samego początku wiadomo, w jakim nastroju będzie piosenka - nie zmienia się on, jest powolny, nieco monotonny, ale nie przygnębiający. W przypadku słuchania tego na dłuższą metę może znudzić się jednostajność, ale jest ładne. Bardzo ładne.

11. Alice in Chains - Your Decision
 Niby mocniejsze brzmienia, ale jednakże mam dzisiaj nastrój i wybieram te spokojniejsze piosenki, takie jak ta. Ładna jest, spokojna, mająca urok.

12. Flowing Tears - Breach
Nadal spokojne, ale już mocniejsze. Pierwsze zderzenie z tym zespołem, ale bardzo udane. Wokal ma klimat, całość się wyróżnia - pozytywnie. Niebanalna melodia i emocjonalny wokal. Polecam.

13. Blind Guardian - Nightfall
Długo nie mogłam się przekonać do tego zespołu, mimo, że był klasyką. A dzisiaj przesłuchałam sobie album Nightfall in Middle Earth. I jest dobrze, a ta piosenka, również spokojna, jest bardzo urokliwa i klimatyczna.

14. Sanctuary - Exitium
Nowy album Sanctuary zbierał zarówno krytyków, jak i fanów - z tego powodu, że po prostu... jest w innym stylu, niż reszta płyt tego zespołu. Mi jednak cięższy styl, zachowujący jednak swoją indywidualność, podpasował. Dobre.

15. Disturbed - Criminal
 Po przesłuchaniu tego kawałka i zorientowania się, że jest uznawany ten zespół za Nu Metal, zaczynałam wątpić w swój gust, ale najwyraźniej jest wyjątkowo dobry Nu Metal. Chociaż nie jest to najlepsze, to jednak wciąga, na dodatek się rymuje i dzięki temu jest dość melodyjne i dzięki temu głównie to lubię. Inne piosenki tego zespołu to praktycznie to samo, tylko z innymi wokalami, więc mogłam wybrać którąkolwiek, bo jedna starczy, żeby znać wszystkie, ale wybrałam tą.

No i ... taki był dzisiejszy przegląd. Troszkę chudo pod względem jakościowym, ale nadal są dobre rzeczy, więc mam nadzieję, że podobała wam się playlista! A jeśli nie, to dlaczego? Napiszcie tylko, a ja wezmę pod uwagę waszą opinię! Komentarze naprawdę mnie uszczęśliwiają...

Następny post to będzie recenzja Starcia Królów, a potem filmu, tylko jeszcze nie wiem, który obejrzę, więc się zobaczy... Dobranoc!

niedziela, 12 października 2014

Irysy, miętuski i inne słodycze, czyli coś o Niemieckim Bękarcie.

Uwaga, tytuł posta za wiele z książką nie ma wspólnego! Chociaż o irysach i miętuskach tam było... Przed wami recenzja Niemieckiego Bękarta Camilli Lackberg.
  Jest to piąta część cyklu kryminalnego Camilli Lackberg, połączonego postaciami i wątkiem obyczajowym (który czasami nawet czytałam z większym zaciekawieniem niż kryminalny) i fakt, że lepiej byłoby zacząć od poprzednich części, ale nic nie zaszkodzi zacząć od tej, poza tym, że można się pogubić w postaciach i relacjach między nimi. A zatem...
   W tym tomie Erika postanawia odpocząć sobie od swojej córki i przekazuje większość opieki nad nią Patrikowi, który na tą okazję wziął urlop tacierzyński - ale w policji, nawet jeśli się chce, ba, nawet jeśli praca cię nie zaciąga, to ciebie ciągnie do pracy. I tak Erika, która postanawia dowiedzieć się coś o przeszłości swojej matki. Tak znajduje stary, hitlerowski medal i idzie dać go do obejrzenia emerytowanemu historykowi zafascynowanemu drugą wojną. Ten jednak za niedługi czas umiera, a właściwie zostaje zamordowany. Erika odkrywa powiązanie jego z jej matką i wieloma innymi rzeczami, Patrik ze swoją córką lata po komisariatach (no bez przesady, ale...),  a rozwiązanie, jak zwykle, ma miejsce w przeszłości...
   Standardowo, kolejny tom, nowi bohaterowie, nowe wątki. Do komisariatu wprowadza się Paula, szef adoptuje psa, nazywając go na cześć dość niekompetentnego byłego pracownika, Ernsta, przy okazji nieświadomie znów próbując swych sił w kontaktach damsko-męskich. Anna w końcu doznała miłości, ale bez problemów się nie obejdzie. Dołącza też parę bohaterów związanych, rzecz jasna, ze zbrodnią. Bracia, Axel i Erik,  z czego ten drugi będący ofiarą, Britta i jej mąż oraz parę innych osób. Wątek obyczajowy (teraźniejszy) jest chyba jednym z najciekawszych z całej serii jak dotąd.
   Autorka kreśli postacie mocną kreską, nawet, jak na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nie są płytcy, o nie, ale są dość charakterystyczni, nawet nieco przerysowani - oprócz osób związanych bezpośrednio ze zbrodnią, tam już nie są tacy. Camilla ma też dość charakterystyczny styl pisania, który może się podobać, jak i nie, ale mi się zdecydowanie podoba. Polega on na tym, że pisze krótkie, mające półtorej, góra cztery (małe dość) strony o jednej postaci i cały czas skacze. W pierwszej jej powieści, którą przeczytałam, było to dość męczące, ale szybko się przyzwyczaiłam i pokochałam. Nie ma miejsca na nudę, bo nawet , jak akurat jest postać, której wątek niezbyt się podoba, to zaraz przeskakuje. Wplata też niewymuszony humor, który sprawia, że całość jest niezobowiązująca i przyjemna, a czyta się bardzo szybko. Ja przeczytałam w jeden dzień.. Choć muszę przyznać, że akurat w tej powieści czasami zwalniało tempo i było troszkę zbyt przegadane, ale i tak - było przyjemne.
    Czas na intrygę kryminalną, która, wbrew informacji na okładce, jest moim zdaniem najsłabsza z czterech (nie czytałam pierwszej) części cyklu kryminalnego pani Camilli. Może po prostu jestem wprawiona w kryminałach, ale łatwo odgadłam sprawcę, no może nie tak łatwo, ale gdzieś od połowy czekałam tylko, czy moje przypuszczenia będą słuszne. W poprzedniej powieści, Ofierze Losu, która uznana jest ogólnie za słabszą, też miałam pewne podejrzenia, ale jednak finał był mocny i mnie mocno zadziwił swoją formą, tutaj natomiast "efektu wow" nie było. Jednakże, sama historia z przeszłości jest dość dobrze skonstruowana, choć nie porwała mnie tak jak np. w Kamieniarzu.
     Co sądzę o tym ogólnie? Jest dobrze, przyjemnie, ale to najgorsza, jak na razie, i jak dla mnie, część cyklu. Lepiej zacząć od wcześniejszych - szczególnie polecam Kamieniarza. Jednakże nadal jest to dobra powieść od Camilli Lackberg,  z jej charakterystycznym stylem i humorem, nadal dająca przyjemność i wciągająca. Szczerze daję 7/10.
      A wy? Lubicie skandynawskie kryminały? Kryminały ogółem? Jakich autorów polecacie? Co sądzicie o cyklu tej pani? Wypowiedzcie się :3

sobota, 11 października 2014

Duch z amnezją, czyli Niepamięć Panny Zmierzchu #1

         ...czyli nie uznaję japońskich tytułów. Czyli pierwsza recenzja mangi na moim blogu, a mianowicie pierwszego tomu Tasogare Otome x Amnesia: Niepamięć Panny Zmierzchu. Naprawdę nie rozumiem zostawienia japońskiego tytułu, a polski dać jako podtytuł, na dodatek nie najlepiej widoczny...
        No ale, przecież nie ocenia się mangi po okładce, można co najwyżej ocenić kreskę... Ale o niej to później. Fabuła na razie nie jest zbyt skomplikowana, jest do dość luźna komedia. Opowiada ona o tym, jak  zwykły nastolatek, Niiya Teiichi, który o interakcji z płcią piękną mógłby tylko pomarzyć, pewnego dnia gubi się w szkole (zresztą nic dziwnego, niezły labirynt z niej). Ląduje w jakimś starym pomieszczeniu, widzi lustro, a do głowy przychodzą mu teraz wszystkie straszne historie o szkole. Aż tu nagle za swoim odbiciem piękną dziewoję, która jak gdyby nic oznajmia mu chwilę później, że jest duchem, co więcej, mówi, że jest Yuuko Kanoe, duchem, który pojawia się praktycznie w każdej opowieści. A potem jeszcze wkręca go do Klubu Badaczy Zjawisk Nadprzyrodzonych, który sam założyła. Dołącza do nich niejaka Momoe Okonogi, strachliwa, naiwna dziewczyna. Pierwszy tom składa się z zawiązania akcji i dwóch historii, w których Yuuko i Teiichi pomagają rozwiązań tajemnicze zjawiska nadprzyrodzone, lecz już teraz w tle pojawia się wątek, który potem stanie się właściwie główny, a mianowicie odkrycie przeszłości szkolnego ducha, ponieważ nasza panna zmierzchu nic nie pamięta, nawet tego, jak umarła.
       Co do zamieszczonych w tomiku historii, nie są one zbyt górnolotne, ale po prostu przyjemne i swoją rolę spełniają. Pierwsza to zawiązanie akcji, nad którym nie ma co się rozwodzić. Druga opowiada o tym, w jakich okolicznościach Okonogi trafia do klubu, natomiast trzecia jest o klasowym poltergeiście. Przy większości z tych historii w tle pojawia się wątek przeszłości Yuuko, na razie niezbyt wyraźny - zresztą sama uważa, że nie potrzebuje jej poznać... Ale jednak chce.
       Jest to manga z domieszką ecchi, ale jest go na tyle mało, że pozostaje w dobrym smaku, czyt. cycki nie latają koło oka co stronę, a humor nie opiera się na "Potknął się i wpadł jej na cycki, ale to śmieszne", chociaż nie jest zbyt wyszukany, ale jest po prostu sympatyczny - nie jest to manga poważna i widać to z każdej strony, dosłownie i w przenośni. Czyta się bardzo przyjemnie i to jest główna zaleta - dzięki temu przeczytałam ten tom już 3 razy, bo często mam właśnie ochotę na coś takiego.
     Jak mowa o przyjemności czytania, to bardzo ważną rzeczą są bohaterowie. Mimo, że przewijało się ich w tomiku troszkę więcej, to poznajemy właściwie tylko trójkę głównych bohaterów, Teiichiego, Yuuko i Okonogi. Ten pierwszy jest Kompletnie Normalnym Nastolatkiem, ze słabą orientacją w terenie, wyraźnie nieprzywykły do kontaktów damsko-męskich. Yuuko to wyraźnie wykorzystuje i droczy się z nim, zastanawiając się, jakby jeszcze wprowadzić go w zakłopotanie. Wyraźnie ożywia towarzystwo. Następna jest Okonogi, czyli postac która w każdej innej mandze byłaby po prostu irytująca - strachliwa, naiwna, lecąca do Teiichiego z każdym byle problemem. Ale nie jest irytująca - szczerze nie wiem, jakim cudem, ale nikt tu nie jest irytujący. Nie mają złożonych charakterów, ale to nie jest tu potrzebne. Nie są zbyt sztuczni, choć wiarygodni też nie są - akurat do historii.
    Teraz wypadałoby powiedzieć coś o kresce - jest przyjemna dla oka - niespecjalnie szczegółowa, ale jednakże jest jedna z tych ładniejszych. Mam jednak uczucie, że na samym początku kreska jest troszkę gorsza niż potem i parę ujęć wyszło niezgrabnie. Potem jednak jest już ładnie i narzekać nie ma na co. Autor ma całkiem charakterystyczny styl. Ma dość dynamiczną mimikę twarzy... Jeśli można to tak nazwać. Gładko przechodzi z "normalnych" rysunków do przerysowanych, symbolicznych. Ale to bardzo pasuje do charakteru mangi.
  Skoro o oprawie graficznej zostało już powiedziane, warto szepnąć słówko o jakości wydania. O tytule już się nie wypowiadam, bo każdy wie, co o nim sądzę - gdyby chociaż logo było ładniejsze... Ale pomijając to, matowa obwoluta ma dość żywe kolory i prezentuje się bardzo ładnie - nawet grzbiet, który na projekcie nie był najładniejszy. Mangę rozpoczynają dwie kolorowe strony, niestety, niektóre kadry z środka wyglądały nawet ładniej niż te przeznaczone na kolorowe strony - jednak miło urozmaicają czytanie. Końcowe strony zajmuje natomiast dodatek, który opisuje rozkład pomieszczeń w szkole. Tłumaczenie czyta się płynnie, nic nie zgrzytało, a niemal wszystkie onomatopeje zostały wymazane i zastąpione polskimi odpowiednikami. Druk jest w porządku, ale czerń nie jest tutaj idealnie czarna - są takie jakby... białe paprochy na niej. Niestety, zdarza to się dość często... ogółem jednak jest bardzo dobrze.
        Krótko mówiąc - manga przyjemna, nieirytująca, akurat na odprężenie, porządne 8/10. Dla pierwszego tomu, bo można jeszcze coś tu zepsuć przecież przez te 9 tomów :D Pod spodem są zdjęcia wydania.








A tutaj to plakat dołączany do tomu ;)
      

środa, 8 października 2014

Muzyczny przegląd #2

Dzień dobry, z kolejnym przeglądem zjawiam się dzisiaj. Będzie głównie metal, bo i głównie to uzbierało się przez ten tydzień ;3 Standardowo, link do playlisty:klik

1. Dreadful Shadows - New Day

Gothic Metal z Niemiec. Coś mam słabość do niemieckich zespołów... Ale to chyba dobrze, skoro są świetne. Mało znane, ale dobre. Nie wiem nawet, co w tym takiego jest, ale mi się podoba. Amen.

2.Ride the Sky - Prince of Darkness
Teraz Power Metal... I to bardzo klimatyczny. Sam początek, jeszcze bez muzyki, ma świetny klimat, a gdy muzyka się zaczyna, można odlecieć. Jest szybko i dynamicznie. Aż szkoda, że zespół po jednej płycie został rozwiązany. Jest świetnie.

3.  Damnation Angels - Pride (Warrior's Way)
Coś dłuższego... I chyba jeden z najlepszych utworów w dzisiejszej playliście. Chwytliwe, zwłaszcza refren, a przede wszystkim mające własny klimat. No i na tyle długie, że spokojnie można się tym delektować.

4.Russkaja - Energia
Szczerze, nie jestem pewna co to jest. Ale jest chwytliwe, jest po rosyjsku (choć nie tylko), i ma genialny teledysk. Na poważnie tego brać się nie da :D

5. Dragonland - Beethoven's Nightmare
Tutaj dużą zasługę ma dynamiczny wokal w ciekawym stylu, i równie dynamiczna gitara. Całość nie daje wrażenia powtarzalności, nie jest to też "kolejny taki sam power metal", podoba mi się bardzo.

6.  Corroded - It's up to you
Wiem, że jakość powala... Ale całość jest po prostu dobra. Nie umiem powiedzieć, co mi się w tym podoba, poza chwytliwym refrenem i ogólną melodią poza zwrotkami. Ale jest dobre.

7.  IsoLe - Forlorn
Tym razem coś, co chwytliwe raczej nie jest, czyli doom metal. Dobra "ciężkość" gitary, "przytłumione" wokale, całość sprawia "ciężkie" wrażenie, czyli porządny przedstawiciel gatunku. Klimatyczne.

8. Accept - Teutonic Terror
Wracamy do żywszych i bardziej klasycznych klimatów. Jest, cóż, w dobrym, starym stylu, porządne, wpadające w ucho, co tu dużo mówić.

9.  Ravenscry - The Witness
Dość świeży zespół, lecz od samego początku jest świetny. Dobra melodia, a przede wszystkim: piękny głos wokalistki, miły dla ucha.

10. Assimilate - Raging Void
Niestety blogspot nie uznaje istnienia tego filmiku na youtube, więc klik


Industrial/Modern metal, gatunek, którego słucham rzadko, ale mi się podoba. A tutaj jest bardzo dobry jego przedstawiciel. Świetne riffy, dobre połączenie dwóch rodzajów wokali, całość słucha się bardzo przyjemnie.

11.  At Vance - Princess of the Night
Po Księciu Ciemności przyszedł czas na Księżniczkę Nocy... Teraz już zdecydowanie spokojniejsze klimaty, miłość, takie sprawy. Nie zmienia to faktu, że słucha się tego całkiem przyjemnie - chociaż całość może zanudzić zanim się skończy słuchać... Ale refren jest bardzo miły dla ucha.

12. Iced Earth - Melancholy
W spokojniejszych klimatach pozostaniemy do końca playlisty. Spokojniejsze, nie znaczy bezemocjonalne. Ta piosenka urzekła mnie właśnie emocjonalnym wokalem i swoim melancholijnym (ciekawe...) klimatem.

13. Dark Illusion - Warrior
Bardzo, bardzo dobre gitary, spokojny klimat, ale mający w sobie coś urzekającego. Po prostu całość jest wykonana, no, może nie doskonale, ale prawie - gitary dopasowane do wokali. Genialny klimat.

14. Ensiferum - Lady in Black
Tak, znowu Ensiferum... Ale co z tego, jak ich folkowy klimat jest świetny. Tutaj cover, ale jaki cover! Typowo dla tego zespołu, zaczynają spokojnie, a od pewnego momentu "idą na całość". Świetne.

15. Zodiac - Sad Song
Teraz już coś kompletnie spokojnego, rockowa ballada od Zodiac. Jest powolna, smutna (jak zresztą tytuł wskazuje), melancholijna. Akurat na koniec.

Dziękuję za przeczytanie, proszę o komentarze! Tak sobie myślę, że moglibyście dawać w komentarzach propozycje jakichś piosenek, to mogłabym je zawrzeć i omówić w kolejnym przeglądzie.

Następny post... Nie wiem kiedy, ale przed trzecim Muzycznym Przeglądem.