wtorek, 30 września 2014

(Nie)spełniona obietnica, czyli coś o Mieście 44.

Niektórym się podoba, niektórym nie, a mnie? No cóż...
dfba1b7919901502019d2e90c8caa404.jpg
Miasto 44 to nie film historyczny, romans jest ważny, lecz moim zdaniem, główną rolę odgrywa wojna. I jej wpływ na ludzi. 
No ale zacznijmy od początku. Stefan to zwyczajny chłopak. Ma młodszego brata, matkę, a ojca-oficera miał. Umarł zapewne na jakieś akcji. Pewnie z tego powodu zabroniła mu mieszać się w cokolwiek związanego z wojną i konspiracją. Miał on jednak też piękną sąsiadkę, Kamę, która,no cóż, właściwie to go wciągnęła. Spotkał tam pewną dziewczynę, Biedronkę, w której się zakochał. A niedługo wybucha powstanie, które burzy pozorny spokój...
I zaczyna się właściwa akcja tego filmu. Czyli wojna. Co prawda, nigdy wojny na żywo nie widziałam, ale raczej nie łatwo się po takim czymś otrząsnąć, już podczas niej ludziom puszczały nerwy.  I uważam, że w tym filmie świetnie przedstawili właśnie ten aspekt. Naprawdę dało się poczuć klimat wojny. Zmiana w zachowaniu części powstańców, też jest naturalna. Na samym początku, po trzech dniach i udanych akcjach, wszyscy się cieszą, bo wszystko zakończone sukcesem. Ale, niestety, nie zakończone, i to, że 1,5 miesiąca później, gdy wszyscy byli wygłodniali, zmęczeni walką i świadomi, że mało co idzie dobrze, to pokazanie powstańców, którzy już rezygnowali, powiedzieli "A, do licha, i tak się nie uda", jest naturalne. Nie ma w tej kwestii gloryfikowania i pokazywania jak to wszyscy chętnie idą na śmierć za ojczyznę. Jednak, nie wszyscy się poddają, i sporo walczy do samego końca, mając resztkę wiary w zwycięstwo, a nawet jej nie mając. Wszystko ukazane było świetnie, aż wychodząc z kina miałam taki kontrast światów - hej, tu wolny świat, nic się nie pali, ludzie nie giną, nikt nie dostaje załamania psychicznego. Rzecz jasna, nie było tu ukazane tylko krew, rzeź i zniszczenie, ale też trochę psychiki. Normalnych ludzi, którzy tracą młodość przez wojnę.
Dość tego wychwalania, może napiszę coś o bohaterach. Stefan był jakiś taki... milczący i trudno było mi się w niego wczuć. Reszta już jest lepsza, ale główny bohater faktycznie wydawał mi się w sporej ilości sytuacji jakiś taki nienaturalny przez swoje milczenie.
Napiszę jeszcze słówko o oprawie audio-wizualnej. Całość wyglądała, cóż, dobrze, nie było kiczu, jest okej (może dlatego, że efekty robili Amerykanie?). Jednak mam pewne zastrzeżenia, chociażby przy "deszczu" ludzkich organów po wybuchu bomby. Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce, lecz zamiast pokazywać to: wybuch-przerwa krótka-mżawka krwista- więcej krwi- spadają organy, bo to wyszło nienaturalnie, to po prostu: wybuch - wszystko od razu. Natomiast co do tych pewnych scen w slow-motion przy akompaniamencie niekoniecznie pasującej muzyki, to osobiście jestem odczucia, że tu pasowały, chociaż potrafiły troszkę wyrwać z klimatu. Najbardziej z tych podobała mi się scena na cmentarzu, tutaj to naprawdę pasowało, a co do pozostałych (mówię o tych dwóch miłosnych, w tym uwaga, seksu przy dubstepie, nie zrażajcie się do filmu tylko z powodu tej jednej sceny trwającej z 30 sekund), to... nie wiem w sumie, co o tym myślę, ale jestem raczej na tak  niż na nie. Oprawa audio raczej niczym się nie wyróżnia, przynajmniej dla mnie.
No, taka to była moja krótka opinia, bo recenzją to chyba tego nie można nazwać. Ogólnie film wywarł na mnie wielkie wrażenie, choć czasami sceny ze slow-motion trochę wybijały z klimatu, a Stefan był zbyt milczący, to całość - oszałamiająca, choć brakło "tego czegoś".
Ocena? 9/10.

PS. Tutaj na dole jest taki przycisk "Dodaj komentarz". Można go używać, nie gryzę.

2 komentarze:

  1. Widziałam trailer, ale jakoś nie jest mi z tym filmem po drodze. Może kiedyś się do niego przekonam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko uważam, że możnaby obejrzeć. Nawet jeśli się nie spodoba, to przecież obejrzenie dwugodzinnego efektownego rozwalania Warszawy nie zaszkodzi ;) No ale w sumie, to jak kto woli.

    OdpowiedzUsuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)