niedziela, 30 listopada 2014

Nauka nie zawsze jest dobra, czyli Bot.

             W końcu zabrałam się za "Bota" autorstwa Maksyma Kidruka. Z jednej strony byłam zaciekawiona, bo lubię takie motywy, z drugiej jednak są one dość wyświechtane i łatwo mogą przemienić się w kicz. Ale co tam, zdecydowałam się ostatecznie.
            Tymur Korszak to bardzo zdolny programista, specjalizujący się w sztucznej inteligencji. Zajmuje się głównie tworzeniem botów do strzelanek, ale nadal pamięta, jak 3 lata temu dostał zlecenie na napisanie czystego kodu, nie wiedząc, jakie jest środowisko gry - sam program. Nie wiedział, że użyto go, aby móc kontrolować "malców" - 12-letnich chłopców, zdolnych wytrzymać ekstremalne warunki, będących stuprocentowo posłusznymi, można by powiedzieć botów, "produkowanych" w tajnym laboratorium na Atakamie. Ale nagle część z nich zaczyna zachowywać się niezgodnie z programem, uciekają i zaczynają zagrażać miejscowym. No i Tymur musi teraz to wszystko posprzątać.
           Sam pomysł nowy nie jest, wiele razy to przerabiano, lecz przecież znany motyw, ale dobrze zrobiony zawsze jest lepszy niż pomysł bardzo oryginalne, natomiast zmarnowany kiepskim wykonaniem. Standardowo, naukowcy postanowili pobawić się człowiekiem no i... dobrze nie wyszło. Wyszło właściwie to bardzo źle...
          W takich powieściach liczę głównie na dwie rzeczy - dobry klimat oraz ciekawe ujęcie tematu. Pierwszy warunek został spełniony dzięki stylowi pisania autora.  Muszę przyznać, zaskoczył mnie swoją jakością, zwłaszcza, że to debiut. Napięcie jest świetnie oddane, kiedy ma być ciężka atmosfera, to się ją naprawdę czuje. Niestety, nie wszystko jest takie wspaniałe - w książce zdarzają się sceny drastyczne, nie dałoby się ich ominąć, szkoda tylko, że wydają się napisane jakby od niechcenia. A szkoda, bo tak to mogło by być wręcz idealnie... Natomiast co do drugiego warunku, "Bot" raczej niczego nowego do tematyki nie wnosi.
          Akcja jest wartka, nawet bardzo, co chwila dzieje się coś nowego, niespodziewanego. Po prostu rzuciłam się w wir walki o przetrwanie na pustyni, zapominając o tym, że to nic odkrywczego. Ale ważną rzeczą jest też imponujący tzw. research. Widać, że autor przygotował się do pisania tej książki, bo wszystko jest świetnie wyjaśnione. Nawet, gdy pojawia się jakieś nieznane słowo, z pomocą przychodzą przypisy, których jest sporo. Właśnie, muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie o tym, że taka książka wymaga sporo naukowej gadki o samym powstawaniu botów i ich działaniu i owszem, trochę jej jest. No i co? No i nie przeszkadza to, w żadnym razie. Powiem więcej, mimo, że mnie to absolutnie nie interesuje, jak nanoroboty działają na mózg i pozwalają przejąć nad nim kontrolę i dlaczego tak się dzieje, czytałam o tym z zaciekawieniem i tą "naukową" stronę uważam za bardzo udaną.
            Postacie nie denerwują, ani nie są totalnie dwuwymiarowe, jednak uważam, że lepiej by było, gdyby bardziej zagłębiono się w ich psychikę. Wiem ,że to pewnie zboczenie wielbicielki kryminałów/thrillerów z tłem psychologicznym, ale... przy takich rzeczach, jakie dzieją się w tej książce, raczej trudno zostać całkowicie zdrowym. Czułam się bardziej, jakbym oglądała film - wiedziałam, co robią postacie, mniej więcej wiedziałam, dlaczego, ale nie do końca mogłam się w nich w czuć, nie mniej miałam świadomość, że tacy ludzie spokojnie mogą istnieć, byli przekonujący. Zabrakło mi jednak takiego rozwinięcia.
          Zanim przejdę do podsumowania, naskrobię jeszcze trochę o samym wydaniu, mimo, że zazwyczaj na to uwagi nie zwracam. Jeden, że okładka jest świetna, ale to nie wszystko. Strony mają delikatne ozdoby, raz na jakiś czas pojawiają się obrazki bądź zdjęcia ilustrujące rzeczy, o których napisano. Na plus wypada jeszcze formatowanie tekstu oraz dodatki - oprócz długiego posłowia, są również informacje o zbiorze Mandelbrota oraz obrazek ilustrujący porównywalne rozmiary samolotów opisanych w książce.
         Krótko mówiąc - solidna fabuła i klimat, mimo, że temat dość powszechny. Akcja przez całe 600 stron wartka, nie ma czasu na nudę, solidne naukowe podłoże. Niestety, jednak niedostatki (ale malutkie) w stylu oraz fakt "niedorobienia" postaci sprawia, że jestem zmuszona postawić temu 8/10. Co nie zmienia faktu, że i tak jest świetne i warte przeczytania.

czwartek, 27 listopada 2014

Muzyczny Przegląd #9

Muszę przyznać, że jestem dumna z dzisiejszej playlisty, bo udało mi się ją dobrze skompletować i to nawet trochę przed środą jeszcze. No, ale nie przedłużając - klik!

1. Silent Hill - Silent Scream
Kolejny przegląd, kolejna piosenka z Silent Hilla? Taa... Ale co ja poradzę, że co je znajduję, to dobre są. Kto je polubił, raczej się nie zawiedzie.

2. Serious Black - I Seek No Other Life
Debiutanci powermetalowi. No i dość dobrzy. Na początku zdawało się, jakby na inną melodię było śpiewane, a na inną granę. Później też parę razy to "rozszczepienie" się zdarzyło. W ostateczności jest jednak dość dobre,  a to, co zapamiętałam szczególnie, to świetna perkusja. Dobry start, oby było tylko lepiej.

3. Tomydeepestego - Grafite
Nawet nie wiem, co to za gatunek. Ale wiem, że instrumental i wiem, że świetny. Ma swój styl i klimat, wyróżnia się spośród wielu zespołów.

4. Pretty Maids - Future World
Teraz też coś, co ma dość wyjątkowy dźwięk, mimo, że wydaje się być nawet podobne do innych. Można temu zarzucić, że partie wokalne są zbyt mało intensywne i jakieś takie... wyblakłe, ale ostatecznie dobre.

5. Falco - Out Of The Dark (metal cover)
No tak... Wreszcie coś, co jest nieco bardziej niż dobre, bo...bardzo dobre :p Mimo używania niekoniecznie mojego ulubionego typu wokalu, tutaj jednak naprawdę pasuje, a gitarka jest czarująca.

6. Ahab - The Giant
Doom w swojej pełni, bez żadnych eksperymentów ani wariacji, po prostu ciężkie brzmienie. Dobre, ale... pozbawione "tego czegoś".

7. Dawnbringer - I
Czyli wykopuje nieznane zespoły z zagłębi Youtube'a, a Dawnbringer to naprawdę porządnie wykonany heavy metal. Nie wiem w sumie za bardzo, co napisać, jakoś tak weny nie mam...

8. Isole - Dead to Me (The Destroyer part 1)
Nowy singiel od Isole, z płyty, która wychodzi jutro. A ja kocham Isole i ich nowość mnie znów zachwyciła - ta gitara, ten śpiew, ta wspaniała perkusja. Geniusz, nigdy nie skończę ich uwielbiać. Na dodatek nie ma  nudy.

9. 40 Watt Sun - Restless
Kolejny doom, tym razem z gatunku "Nic nowego, ale przygniecie cię klimatem i ciężkością". Co prawda, jakbym poznała to parę tygodni temu, kiedy to dopiero odkrywałam ten gatunek spodobałoby mi się znacznie bardziej, ale i tak jest świetnie. Zwróciłam tutaj uwagę na świetny wokal, który tak idealnie przekazuje emocje...

10. Warning - Footprints
W sumie mogłabym napisać dokładnie to, co przy poprzednim kawałku... Ale powiem tyle, że ma świetny tekst. Pod względem znaczenia. Piękny.

11. Sonata Arctica - The End Of This Chapter
Dawno przeszło mi "faza" na Sonatę Arcticę, zwłaszcza, że po jednym albumie po prostu była już taka... zwykła. Ale ta piosenka nadal jest jedną z tych dobrych, świetna jest.

12.  Blind Guardian - The Bard's Song
Świetna, klimatyczna ballada, na prawdę nie mam co jej zarzucić. Ot, po prostu jest... świetna i naprawdę magiczna.

13. Besides - Undone
Z cyklu "coś, czego jeszcze tutaj nie było", czyli post rock. Kiedyś był moją miłością, a teraz wróciłam. Ale nie zabija nudą, ma w sobie coś, co zaciekawia. Relaksujące i skłaniające do refleksji...

14. Airbag - Never Coming Home
Czyli też coś, co na ucho(?) wydaje się być post rockiem. No i typowy, jak na ten gatunek. Może znudzić przy długim słuchaniu, ale na "muzykę tła" nadaje się znakomicie.

15. Russian Circles - Station
Nawet nie wiem, jaki to gatunek. Ale jest fajne. I ma dobre riffy, całość mimo długości i troszkę powtarzalności nie nudzi.

No więc, tyle by było! Właśnie czytam Bota, więc niedługo coś o tym będzie...

niedziela, 23 listopada 2014

Podsłuch tu, podsłuch tam, jeszcze trochę i już cię mam, czyli Sejf.

              W sumie sięgnęłam tylko dlatego, że zobaczyłam trzecią część, wiedziałam, że miało niezłe oceny oraz fakt, że z okazji premiery ostatniego tomu była przecena. Spodziewałam się wciągającego political fiction (i dobrego zapoznania z tym gatunkiem, bo nigdy nie czytałam), ale nie miałam też wygórowanych wymagań - w końcu autor, Tomasz Sekielski, debiutuje jako pisarz książkowy, jak dotąd był dziennikarzem. A jak wyszło, to zobaczycie.
         Dziennikarz, Artur Solski, z niechęcią jedzie, by "zrobić" materiał o uzdrowicielkach na Podlasiu, aczkolwiek w trakcie podróży dowiaduje się, że niedaleko wyłowiono trupa bez twarzy. Wydaje się, że to mimo wszystko nic poważnego, ale z czasem następują kolejne morderstwa. Zamach w Iraku, śmierć polskiego żołnierza Roberta Kalińskiego... Na pozór nic nie łączy tych rzeczy, ale wszystko okazuje się być bardziej skomplikowane, a Solski wraz z komendantem policji Darskim próbują odkryć prawdę.
         Intryga jest skomplikowana, nawet bardzo i po przełamaniu trudnych początków czyta się z zapartym tchem. Jak można było się spodziewać, dużo ma w tym do powiedzenia polityka i aż trudno uwierzyć we wszystko, co się tam dzieje, te wszystkie podsłuchy, morderstwa "dla wyciszenia"... Najlepsze jest to, że mimo zawiłości, nadal łatwo uwierzyć, że tak mogłoby być. Oby to nic z prawdziwą sytuacją w Polsce nie miało. 
         Bohaterowie, i tu zaczyna się lekki problem.  Z jednej strony jest ich bardzo dużo i trudno było mi się z którymkolwiek utożsamić, tak każdy mimo wszystko jest ludzki, ma swoje problemy oraz zmartwienia. Niestety, ostatecznie uważam, że postaci można by zdecydowanie lepiej rozwinąć, chociaż trochę pozwolić poczuć ich uczucia, zagłębić się w ich umysł - a szkoda, bo niektóre z  nich mają bardzo ciekawe tajemnice, lepiej by było bardziej je "poznać".
         Język, którym posługuje się autor, jest bardzo prosty i zwykły. Niczym nie urzekał, czułam się miejscami, jakbym czytała wyjątkowo długi artykuł z jakiejś gazety informacyjnej, czasem nawet trudno było mi przebrnąć, lecz ostatecznie wygrało moje zaciekawienie rozwiązaniem intrygi. Język wraz z kolejnymi stronami stawał się coraz bardziej znośny, a fabuła wciągała jak cholera, ostatecznie sprawiając, że całość czytało się dość przyjemnie.
         Czy dostaniemy tu coś, poza świetnym political fiction z niedostatkami w postaci niezbyt rozwiniętych bohaterów oraz (zbyt) prostym językiem? Myślę, że jednak nie. Ale sama intryga jest warta zapoznania się z tą książką, a finał, ni to otwarty ni zamknięty sprawił, że na kolejną część chcica jest. I to niezła chcica. Ostatecznie - 7/10.
          

piątek, 21 listopada 2014

Nie płacz, czyli Lament Jagnięcia #1

     Wydana przez stosunkowo nowe wydawnictwo Ringo Ame, ciągnęła mnie do siebie nie ładną okładką (bo ta jest brzydka, przy zachowaniu podobieństwa do oryginału trudno z tego zrobić coś ładnego), opis wydawał się nawet ciekawy, ale nie aż tak... więc co? Nie wiem... Może to, że mało jest takich mało znanych pozycji na rynku, może coś innego, w każdym razem kupiłam.
                                           
        Kazuna Takashiro był wychowywany przez wujostwo w nieświadomości swojego pochodzenia. Spotyka jednak swoją zagubioną wcześniej siostrę, Chizuno, która wyjaśnia mu tajemnicę rodu Takashiro, którą jest... choroba. Nie byłoby w niej nic dziwnego, raz na jakiś czas dostarczyć trzeba organizmowi składników krwi, gorzej jest, gdy w osobniku pojawia się żądza tego płynu. Nie ma to związku z potrzebą, jest to czyste pożądanie, dotykające umysłu. Kazuna był wychowywany w odosobnieniu, ponieważ wszystko wskazywało na to, że nie dotknie go ten objaw. Z czasem jednak dostaje zawrotów głowy, czuje dziwne pragnienia, zaczyna bać się siebie... Pragnie z tym zawalczyć.
      Gatunkowo to zdecydowanie dramat psychologiczny, nie tylko dlatego, że stawia bohaterów w, no, dość ciekawej sytuacji, ale też dlatego, że ci bohaterowie (a właściwie tylko główny. będący narratorem), sam zastanawia się nad swoim zachowaniem i powiem, że naprawdę to mi się podobało. Podejmuje decyzje racjonalnie, wiem, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Ale nie jest to jedyna postać, jest też Chizuna, o której za wiele nie wiemy, jest przede wszystkim... intrygująca. Wydaje się być wielowarstwowa i naprawdę zaciekawia, poznajemy też miłość Kazuny, dość sympatyczną dziewczynę. Jest też jeszcze parę bardziej pobocznych postaci, o których na razie za dużo nie wiadomo.
      Ten tom jest dopiero wstępem do całej opowieści i to naprawdę widać. Wszystko zostaje dopiero wprowadzone, wątki ledwo zarysowane, ale całość zaciekawia, na dodatek dość mocno. Po przeczytaniu czułam naprawdę duży niedosyt, chciałabym już mieć następny tom...
     Kreska z okładki nie prezentuje się może zbyt ładnie, ale we wnętrzu jest moim zdaniem znacznie lepsza. Nadaje klimatu i jest po prostu inna, nawet lepsza niż te "typowe". Zdarzają się dysproporcje czy dziwnie wyglądające kadry, ale to naprawdę nie przeszkadza. A zresztą, sami zobaczycie na zdjęciach.
   Wydanie jest naprawdę porządne, a to całkiem nowe wydawnictwo. Czerń jest stuprocentowo czarna, nie ma na niej żadnych białych paproszków, papier jest gruby i nie przebija (a ostatnimi czasy całkiem często przebija u różnych wydawnictw), błyszcząca obwoluta prezentuje się ładnie, tłumaczenie czyta się przyjemnie, a edycja jest w porządku.
  Muszę powiedzieć, że mnie zaintrygowało i szkoda tylko, że to dopiero wstęp, ale porządny wstęp. Bohaterowie są wiarygodni, "zaczepione" wątki zaciekawiły, kreska jest pasująca do tej akurat mangi, a wydanie naprawdę porządne. Ostatecznie 8/10, mam nadzieję, że w przyszłych tomach się rozkręci.
  Zdjęcia będą jutro, zrobię edycję wpisu, ponieważ chwilowo mój aparat jest niedostępny...

środa, 19 listopada 2014

Muzyczny Przegląd #8

Witajcie, witajcie! Cóż to za dziwy?! Przegląd w środę, na dodatek przed 21?! Niesamowite! No więc tak oto nadchodzę z nową dawką muzyki... A playlista tutaj: klik

1. E.S. Posthumus - Arise
Nazwa "muzyka epicka" nie wzięła się znikąd, a to jest właśnie dobra muzyka epicka. Porządna, ot co, nie ma co się rozwodzić.

2. Brand X Music - All or Nothing
I znowu epickość, tutaj wręcz brzmi jak do jakiegoś trailera i jest po prostu świetne, chociaż moim zdaniem za długo trwa spokojny wstęp, zwłaszcza, że całość jest krótka, ale jak już się rozkręci... mniam.

3. Les Friction - Louder Than Words
Znowu coś w podobnym stylu, ale tym razem z, o dziwo, wokalem. Z początku wydawał mi się jakiś taki... nienaturalny, potem szybko się do niego przyzwyczaiłam, ba, zaczął świetnie pasować, delikatny instrumental podkreślał emocje, a potem...łup, epickość!

4. Music from Da Vinci's Demons - Metal Cover
Soundtrack z Demonów Da Vinci w wersji metalowej, dokładniej to głównego motywu oraz dwóch innych soundtracków nazwanych "The Secret Archives" oraz "The Hidden Map". Miesza się świetnie, całość ma genialny nastrój i klimat.

5. Skyharbor - Evolution
No, teraz wchodzimy w inne rejony... Początek zapowiadał się na coś zupełnie innego, ostatecznie skończyło się na dość cichej i emocjonalnej piosence, ale to nie znaczy, że jest słaba! Jest bardzo, bardzo dobra!

6. The Defiled - Five Minutes
Znowu coś emocjonalnego, ale IMHO lepszego niż poprzednia pozycja, wokal jest zdecydowanie "głębszy", bardziej mi się podoba, a gitara świetnie wspiera całość.

7. Threshold - Ashes
 Teraz już dość znany zespół  w świecie metalu progresywnego i często  ma praktycznie ten sam sposób prowadzenia wokalu... ale jak dobre, to czemu nie? Naprawdę pozytywnie nastawiająca, ma ten klimat, który sprawia, że mimo, że pozornie nic w tym specjalnego nie ma, chce się to słuchać...

8. Bloodbound - Stormborn
  Epicki power metal w każdym tego słowa znaczeniu, można by powiedzieć, że typowy wręcz, ale w tym gatunku łatwo przekroczyć granice i być... kiczem. Tutaj jest bardzo dobrze, świetne intro ze świetnym chórkiem, całość po prostu spełnia warunki, a przy okazji po prostu się tego świetnie słucha. Jest ten "uczuć" jaki powinien być przy słuchaniu dobrego powera.

9. Voivod - We Carry On
 Od początku wprowadza w szybką atmosferę tego utworu, wokal moim zdaniem nieco zbyt mało "wczuwający się", ale ostatecznie nawet pasuje, gitara jest genialna, całość słucha się zaskakująco dobrze.

10.  Alestorm - Keelhauled
Tak zwany metal piracki, czyli po prostu... folk metal o piratach. Ma w sobie mnóstwo energii, świetne instrumenty (inne niż gitara, choć ona też) w podkładzie, wokal pasuje, choć arcydziełem nie jest, refren wpada w ucho, całość niesamowicie pozytywna.

11. Iced Earth - Hollow Man
 Koniec tego szczęścia, czyli teraz piosenka o smutniejszym klimacie, ale nadal świetna, delikatna, ale... po prostu genialna. Wczuć się można...

12. Daybreak Embrace - Sanctuary
Wstęp jest świetny, szkoda tylko, że gitara nie towarzyszy przez cały czas, tylko na wstępie i w refrenie, ponieważ wokal z takim nikłym podkładem wychodzi po prostu nudny. Ale ładne jest. Bardzo.

13.Empyrium - Drying Brokenhearted
 Ciche, miłe, spokojne, delikatne, a przy tym tak smutne i emocjonalne. Niby tylko brzdąkanie, a tyle uczuć. Ech... Wspaniała atmosfera i wykonanie.

14. Evergrey - King of Errors
Aż nie wierzę, że wcześniej tej piosenki nie pokazałam, bo jest genialna, przyznam to, a znam już jakiś czas. Wspaniała atmosfera, wspaniałe wykonanie, geniusz.

15. Solitude Aeturnus - Mirror of Sorrow
 Klasycznie, szkoda tylko, że mało kto to zna... Jest świetne. Jest prześwietne. Jest idealne i nie, nie przesadzam. Tyle emocji, taka atmosfera... Niesamowite.

Kończymy, a ja zapowiadam wpis o "Sejfie" Tomasza Sekielskiego oraz pierwszym tomie mangi "Lament Jagnięcia".

Do następnego!

poniedziałek, 17 listopada 2014

Ach, te żony, czyli Zaginiona Dziewczyna.

 Czasami się zastanawiam: Czy to ja mam taki zły gust, czy to mi tak łatwo się przypodobać z książką, czy po prostu wybieram dobre pozycje. Osobiście, wolałabym, żeby to było to ostatnie - w każdym razie, przybywam z kolejną opinią. O Zaginionej Dziewczynie.
   Nick Dunne mógłby powiedzieć, że ma szczęście - jego żona, Amy, jest piękna, mądra, inteligenta. Wręcz niezwykła. Pewnego dnia, kiedy z rana wraca do domu w piątą rocznicę ślubu, salon znaczą ślady walki, a lubej jak nie było, tak nie ma. Nick z jakiegoś powodu zwleka z zawiadomieniem policji, a jak wszystko się wydaje, zachowuje się dziwnie i dużo kłamie. Spada na niego deszcz podejrzeć o zamordowanie Amy, a on z pomocą swojej siostry, Margo, próbuje udowodnić swoją niewinność. A okazuje się, że małżeństwo wcale takie szczęśliwe nie jest...
   Wbrew temu, co mówi opis, nie znajdziemy tutaj skomplikowanej intrygi kryminalnej. Całość wyjaśnia się (ale tylko dla Nicka, reszta niezbyt wierzy) w około 1/3 książki,a nawet spokojnie było można to wcześniej odgadnąć,  ale nie w tym rzecz... rzecz jest w psychologii.  Trochę się z jednej strony zasmuciłam, ale po przeczytaniu 150 stron... wsiąkłam. Ot, tak po prostu. Całość pisana jest z dwóch perspektyw - Amy i Nicka, każdy ma inną wersję, każdy inaczej myśli... I poznawanie tego po prostu wciąga. Okropnie. Czytałam i czytałam, aż przeczytałam, nie mogąc przerwać, aż się skończyło z efektem "łaaał", wręcz nie mogłam uwierzyć, że jestem tu, w Polsce, a nie w miasteczku nad Missisipi.
     Jak mowa o psychice, warto wspomnieć o bohaterach. Książka najbardziej rozwija tych głównych i wyszło jej to na dobre - naprawdę mogłam "zanurzyć się" w umyśle Nicka i Amy, zrozumieć ich (chociaż to odpowiednie słowo nie jest....), i uwierzcie mi - są wielowarstwowi, nic nie jest takie, jakim się być wydaje, a narracja pierwszoosobowa tylko w tym pomaga.  Serio, szok to dobre określenie, kiedy już całość jest odkryta. W czasie akcji poznajemy też Margo, siostrę kochanego mężusia, która jest sympatyczna i ludzka, dość... normalna, parę "glin", innych, równie dobrych kandydatów na zbrodniarzy, oraz parę innych osób, a "odkrycie" którejkolwiek z nich byłoby po prostu nieodpowiednie. Przeczytacie, to poznacie. Warto wspomnieć, że autorka nie porzuciła tych postaci bardziej pobocznych, one również mają swoją głębię psychologiczną, naprawdę trudno cokolwiek o nich powiedzieć, żeby nie zaspojlerować.
    Kiedy ujrzałam wreszcie na oczy tę książkę, zaskoczyła mnie głównie... jej objętość. Dobre 650 stron w twardej oprawie sprawiło, że się uśmiechnęłam i z chęcią się z taką ilością uporałam, a czytając ją, dowiedziałam się, co, oprócz samej treści, sprawiło, że jest taka długa. A mianowicie, styl pisania. Podobał mi się, pasował, zwłaszcza ta narracja, ale fakt faktem, jest rozwleczony nieco. Zwłaszcza na początku. Autorka opisuje w parę zdań to, co mogłaby opisać w nudę, niejako "poprawia się", dopełnia twierdzenia. Jak już mówiłam, mnie to naprawdę nie przeszkadza, ba, dla mnie dodało takiej formy, że to naprawdę opowiadał człowiek, ale można na to narzekać. Ja nie narzekałam,  z jednego, prostego powodu: fabuła przesłoniła mi te wady. Czasem mogłam poczuć to rozwleczenie, ale tak mnie wciągnęło, że nie byłam w stanie.
     Może i ma wady. Może i jest miejscami rozwleczone. Ale za tych bohaterów, za możliwość wcielenia mnie w całkowicie inny świat, w świat ludzkiego umysłu, zupełnie innego od mojego, za ostateczne zaskoczenie, za podziw dla sprawcy, za to wszystko, daję z czystym sercem 9+/10.

czwartek, 13 listopada 2014

Muzyczny Przegląd #6-7

     Może i nie udało mi się zebrać podwójnego, ale te parę więcej piosenek jest! Tak więc, oto link do playlisty: klik . Tym razem jest stylowe pomieszanie z poplątaniem :)

1. The Cat Lady OST - Lily of The Valley
 Dość prosty, ale naprawdę, naprawdę klimatyczny soundtrack. Wspa-nia-ły. Tak samo jak gra, z którego pochodzi.

2. Genitorturers - Public Enemy
 Dość żywe, i w sumie... nie mam pojęcia co o tym napisać... Ma jakiś taki specyficzny styl, ale tak przyciąga do siebie, że aż chce się tego słuchać.

3. Sólstafir - Fjara
  Islandzkie, z klimatem, no i po prostu... piękne. Kocham to, uwodzi stylem i wykonaniem, oraz samym... językiem wykonania. Lubię islandzki. Ma w sobie to coś... Zdecydowanie jedna z najlepszych piosenek tego zestawienia.

4.  Therion - Asgard
 Co nie znaczy, że nie ma już dobrych, bo są. Jak na przykład to. Aż się sama sobie dziwię, że dopiero teraz poznałam ten zespół, bo nie jest taki znowuż nieznany. Świetna gitara, ciekawy wokal, wszystko sprawia, że brzmi ciekawie i naprawdę dobrze.

5. From Ashes to New -My Fight
A tutaj rzecz, która mi się tak sobie podoba, zupełnie nie w moim stylu, ale złe to nie jest. Dobre też nie.

6. Alter Bridge - Ties that Bind
 Faaajne. Faaajne. Dobrze wykonane i dość pozytywnie nastawiające, chociaż niby nic specjalnego w sobie nie ma, ale... dobre jest.

7. Woods of Ypres - I Was Buried In Mount Pleasant Cemetery
Nie spodziewałam się, że tego będę słuchać, ale... Co z tego, jak jest po prostu dobre? Klimatyczny wstęp na fortepianie, ciężka gitara i pasujący do całości wokal. Smutny utwór, ale przy tym piękny...
 8.Carousel FortySeven - Tiffany is a Whore
Pierwsze wrażenie - WTF? Drugie, trzecie i czwarte było takie samo... Ale nadszedł refren i doszłam do wniosku, że złe to nie jest. A nawet chwytliwe.

9. Anathema - Regret
Powolne, przez praktycznie cały czas, mało mocnej gitary, ale mimo to klimat i moc jest.

10. Symphony X - Paradise Lost
Piękne, piękne... Niesamowite.Bardzo klimatyczne i czarujące, to wszystko dzięki instrumentalowi...

11.  Judas Priest - Dreamer Deceiver & Deceiver
Trochę klasyki, również w powolnych, smutnych, lecz pięknych klimatach. Jest świetny wokal i gitara. Jest długie i wspaniały instrumental sam. GE-NIA-LNE!

12. Horytnica - Karczma pod Starym Dębem
W zupełnie innych, wesołych klimatach, i to polskie. Ale wokal jest świetny, ma taką moc... Całość wypada świetnie, spokojnie można posłuchać dla uśmiechu.

13.  Sanctuary - Future Tense
 Sanctuary w ich pierwotnym stylu, czyli... dobrym. Ma w sobie to coś, a wokale są świetne i charakterystyczne.

14.Dream Theather - Forsaken
Znowu coś smutnego, teraz jednak gitara towarzyszy nam przecz cały czas i jest chwytliwa, o ile można tak powiedzieć. Wokal dobrze się wpasowuje, a całość jest po prostu... piękna.

15. Shinedown - Sound of Madness
Klimat ma już dość pogodny, nawet jeśli nie jest o tak pogodnych rzeczach. Ale wokal jest mocny, a riffy chwytliwe.

16.  Spoken - Tonight
 Muszę powiedzieć, że jest zaskakująco dobre, jedyną wadą jest jak dla mnie to, że wokalista śpiewa zbyt mało rozpoznawalnie, ani energicznie, ani... no, po prostu tak nijako. Ale całość brzmi dobrze, a najlepiej fragmenty, gdzie jest cała gitara.

17. Swallow the Sun - Falling World
 Dobry doom zawsze w cenie, a to właśnie takich dobrym doomem jest.  Mocna gitara, cichy wokal, mający w sobie, to coś, co sprawia, że całość ma przygnębiający klimat i nie wiem, może to tylko ja, ale wydaje mi się, że daje radę wychwycić w utworze iskierkę nadziei...
18. Mumford & Sons - Broken Crown
 Idziemy sobie od tych metalów, teraz coś z delikatną gitarką w tle i delikatnym wokalem, ale również smutnawe w klimacie... Słuchając tego, czuje melancholię, ale całość mimo wszystko ma trochę magiczny wydźwięk, a to wszystko dzięki wspaniałemu podkładowi.

19. Emily Browning - Sweet Dreams
Cover piosenki, którą pewnie wszyscy znają, trudno jej nie znać, ale ta wersja jest szczególna... Ma w sobie tajemniczość, wokalistka ma piękny głos a partie instrumentalne, dość długie zresztą, są piękne...

Może za dużo więcej nie było, ale było! Jakościowo różnie, ale pojawiło się parę naprawdę świetnych utworów. Do następnego posta, komentujcie, jak już weszliście i to przeczytaliście!

wtorek, 11 listopada 2014

Gdzie jego przyjaciele, czyli Pamiętnik Przyszłości #1.

           Ponieważ książki jeszcze nie przeczytałam, a grę jeszcze muszę trochę ograć, przez weekend skupiłam się na przerabianiu mang, które wpadły w moje ręce wraz z przesyłką - a oto jeden z rezultatów.
                Fabuła skupia się na niejakim Yukiteru Amano, którego jedynym zainteresowaniem jest pisanie pamiętnika w komórce, a na dodatek nie ma tam nic konkretnego, a losowe wpisy typu "Na śniadanie były kanapki z szynką" albo "Chłopak, który przechodził koło mnie, przewrócił się". Jak można się spodziewać na taką osobę, nie ma przyjaciół - a właściwie to ma, tylko, że wymyślonych, a są to: bóg czasu i przestrzeni, Deus Ex Machina oraz Murmur, jego asystentka. No i pewnego dnia, jego nieistniejący znajomy okazuje się mieć wpływ na rzeczywistość, a jego pamiętnik dostaje wpisy z przyszłości, które, o zgrozo, się spełniają. Potem, ku jego jeszcze większemu przerażeniu, odkrywa, że taką moc dostaje jeszcze jedenaście innych osób, i wszyscy muszą się pozabijać, by zwycięzca został nowym bogiem, aczkolwiek, nasz Yukki nie jest bez szans, bowiem drugim właścicielem pamiętnika jest Yuno Gasai, dziewczyna, której kiedyś powiedział coś miłego i od tego czasu zapisuje jego poczynania co 10 minut i jest gotowa dla niego zabić, albo nawet więcej - dla niego mogłaby obniżyć populacje całego kraju o 2/3. Albo i więcej. Krótko mówiąc, typowa stalkerka. Yukki nie ma wyboru w kwestii przystąpienia do gry, ponieważ już na początku inni właściciele pamiętników chcą go zabić...
           Jak o Yukkim mowa - to ciota. Nie, nie powiem, że przesadzam. O ile zrozumiałym jest fakt jego nieprzystosowania i zaskoczenia sytuacją, to jak wreszcie zaczyna być przydatny, to musi rozwodzić się, jaki to jest on beznadziejny i nieogarnięty, nie ma przyjaciół, itp., itd. A przy tym cały czas polega na Yuno jest mocno niezdecydowany. Po prostu irytuje, tak samo zresztą jak jego stalkerka. Jest taka głupia. Jest taka irytująca. Aż szkoda na nią słów. Na szczęście główna para to nie wszystkie postacie i o ile postaci takich jak dopiero co poznanych właścicieli pamiętnika ( a przynajmniej czwartego i trzeciego), Deusa i Murmur zbytnio nie poznajemy - zresztą tutaj nie potrzebny jest rozbudowany portret psychologiczny, byle się ich znało, tak jest jedna osoba, którą poznajemy bardziej, a mianowicie Dziewiąta, Uryuu Minene, to jak na razie... jedyna postać lubiana tutaj przeze mnie. Jest porywcza, wybuchowa (wręcz do słownie) i swoją charyzmą porywa rozmaślonego Yukkiego, na plus.
           Postaci mają świetny design, ale mówię to tylko i wyłącznie o samym projekcie, bowiem kreska już taka świetna nie jest - aczkolwiek, zła też nie. Ba, nawet całkiem dobra, dopóki nie przechodzimy do twarzy postaci innych niż Yukki, ponieważ ten jako-tako wygląda. Yuno ma za to twarz jak dziecko z podstawówki, i to raczej bliżej trzeciej klasy, niż szóstej, a Minene... no, po prostu to brzydko wygląda. Reszta na podobnym poziomie, chociaż "syndromu podstawówki" nie ma.
          Ogólnie rozumiana akcja jest szybka i intensywna i wyraźnie nastawiona na rozrywkę i nie oszukujmy się - po coś więcej niż rozrywkę nieco wyższego niż średniego poziomu nie ma po co po tą mangę sięgać. Ale jednak wciąga, czyta się błyskawicznie i przyjemnie i po zakończeniu zachciało mi się kolejnego tomu. To jest coś, co dobrze mieć na raz. Całą serię, całe 12 tomów.
          Wydanie ładne, jak zresztą na Waneko przystało - wszystkie krzaczkowate onomatopeje wyczyszczone, a zamiast nich wstawione polskie odpowiedniki, żadnych - kun i -chan, tłumaczenie czyta się przyjemnie, nie zgrzyta nic w tej kwestii. Papier, co ciekawe, nie prześwituje, okładka ma odpowiednią twardość, obwoluta jest ładna i matowa. Całość otwierają cztery kolorowe strony, nieźle wyglądające zresztą. a kończy się dwustronnym dodatkiem. Niestety, w niektórych miejscach pojawia się tzw. łupież, czyli białe drobinki na czarnej farbie. Dużą zaletą, ale już nie ze strony wydania, tylko autorki, jest to, że tomik ma ok.210 stron, a nie, jak to zazwyczaj bywa ok. 180. Niby mała różnica, a jednak...
            Podsumowując - jako rzecz rozrywkowa, do odpoczynku, dobrze się sprawdza.  Gdyby jeszcze tylko kreska była ładniejsza, a główni bohaterowie mniej irytujący, byłoby dobrze. Sam koncept gry o przetrwanie też nie jest zbyt oryginalny, całość dostaje więc 6/10. Mam do was pytanko - chcecie, żebym robiła recenzję pierwszego tomu i całości, pierwszego, "na półmetku", oraz całości, czy każdego z osobna, a przy ostatnim tomie recenzja całości?
                                                 No i standardowo, troszkę zdjęć:








czwartek, 6 listopada 2014

Spłonę na stosie za te wydatki, czyli Stosik Październikowy

W sumie tytuł jest niezbyt adekwatny, bo sporo z tego dostałam na urodziny, albo kupiłam za pieniądze z nich, ale i tak... Zapraszam.

Stosik 1: Książki (i jedna manga)cz.1
Na górze jest zabłąkana manga, czyli Orange tom 1,  kupiony dzisiaj, jak przeczytam, opinię dam, bo to pierwszy tom :D Fabuła w skrócie prezentuje się tak: Główna bohaterka dostaje list od samej siebie z przyszłości, nie takiej znów dalekiej, w którym jest opisane, co się stanie. Na początku nie wierzy, ale wszystko się spełnia...
 Później są kolejne Camille Lackberg, co z tego, że jeszcze Syrenki nie przeczytałam: Latarnik (część 1 i 2) oraz Fabrykantka Aniołów (część 1) , jak tylko nadrobię, to będą recenzje wszystkiego, bo skandynawskie kryminały to to, co lubię :3
 Dalej również kryminał, a mianowicie Jedwabnik , który dostałam na urodziny, a jeszcze pierwszego tomu nie przeczytałam...
 O Metrze 2034 i Chłopaku Nikt możecie przeczytać odpowiednio tu: klik i klik
Dalej jest Bot , napisany przez młodego, ukraińskiego pisarza. Głównym bohaterem jest tutaj młody programista, który dostaje zadanie: naprawić usterkę w botach, które skonstruował jakiś czas temu. Okazało się bowiem, że część z nich uciekła i zaczęła atakować mieszkańców...

Stosik 2: Książki (cz.2)
Jakość bardzo... No cóż, aparat nie chciał współpracować.
Skończyliśmy na Bocie, teraz Papierowe Miasta, również prezent urodzinowy. Ponieważ lepiej mi się pisze opisy czegoś, co przeczytałam, albo chociaż zaczęłam, to teraz będę już dawać oficjalne:
Nastoletni Quentin Jacobsen spędza czas na adorowaniu z oddali żądnej przygód, zachwycającej Margo Roth Spiegelman. Więc kiedy pewnej nocy niegrzeczna Margo uchyla okno i, zakamuflowana jak ninja, wkracza na powrót w jego życie, wzywając go do udziału w tajemniczej i misternie zaplanowanej przez siebie kampanii odwetowej, Quentin oczywiście podąża za dziewczyną. Gdy ich całonocna wyprawa dobiega końca i nastaje nowy dzień, Quentin przychodzi do szkoły i dowiaduje się, że zagadkowa Margo w tajemniczych okolicznościach zniknęła. Chłopak wkrótce odkrywa, że Margo zostawiła pewne wskazówki i że zostawiła je dla niego. Podążając jej urywanym śladem, w miarę zbliżania się do celu Q odkrywa zupełnie inną Margo, niż ta, którą kochał i znał dotychczas.
W sumie miałam ochotę zapoznać się z tym autorem, więc...
W każdym razie, następny jest Druciarz, Krawiec, Żołnierz, Szpieg Johna le Carre, czyli zakup własny, w Biedrze za 13 złotych. 
Wewnątrz Cyrku działa kret. Głęboko zakonspirowany podwójny agent ma dostęp do najbardziej tajnych danych brytyjskiego wywiadu. Jego intrygi doprowadzają do zwolnienia George'a Smileya.
Najsłynniejszy brytyjski agent rozpoczyna własne śledztwo i staje do pojedynku ze swoim wieloletnim wrogiem - nieuchwytnym człowiekiem -cieniem, mózgiem radzieckiego wywiadu...


A teraz znowu prezent urodzinowy - Przebudzenie, Arwen Elys Dayton. Ponieważ recenzja będzie /mam nadzieję/ niedługo, to nie będę pisać więcej.

Nie muszę już pisać, że na urodziny? 
A zatem, 
Sejf napisany przez Tomasza Sekielskiego to coś, co mnie już trochę interesowało, a opis brzmi tak:
Ze stawu w wiosce na Podlasiu policja wyławia zwłoki bez twarzy. Wygląda to na porachunki mafijne, szybko się jednak okazuje, że sprawa jest poważniejsza. To dopiero początek serii morderstw i dziwnych wydarzeń sięgających szczytów władzy. Toczy się gra, w której każdy ma coś do ukrycia i nic nie jest takie, jakie się wydaje. Gra o bezpieczeństwo państwa. Czy dziennikarz z problemami i policjant przed emeryturą, którzy wszczynają własne śledztwo, mają w niej jakieś szanse?
Bielszy odcień śmierci autorstwa Bernarda Miniera
Grudzień 2008 roku, dolina w Pirenejach. Wczesnym rankiem pracownicy elektrowni wodnej znajdują na górnej stacji kolejki linowej okaleczone ciało konia.

Tego samego dnia młoda absolwentka psychologii obejmuje posadę w ściśle strzeżonym zakładzie psychiatrycznym dla przestępców, położonym w tej samej dolinie.

W ciągu kilku dni okolicą wstrząsają kolejne zbrodnie. Śledztwo prowadzi komendant Martin Servaz, czterdziestoletni policjant z Tuluzy, znany ze swej przenikliwości i intuicji. Tym razem przyjdzie mu się jednak zmierzyć z wyjątkowo okrutnym i przebiegłym mordercą. Wkrótce się okaże, że bajkowe górskie miasteczko kryje mrożące krew w żyłach tajemnice. Czy będzie to dla Servaza początek koszmaru?


Stosik 3, czyli mangi
Standardowo, od góry do dołu:
1. Fullmetal Alchemist , tomy 16 i 17. Czyli kolejne tomy przygód braci Elriców, a zarys całej serii jest taki:
Po stracie swojej matki, Alphonse i Edward Elric próbują przywrócić ją do życia używając alchemii. Jednak alchemia rządzi się prawem równej wymiany, a złamanie tajemnicy ludzkiej alchemii dużo kosztuje. Edward traci nogę, a Alphonse traci ciało. Edward zamyka duszę Alphonse'a w robocie bojowym, co okupuje stratą ręki. 
Wiele lat później Edward, teraz z dwoma mechanicznymi kończynami, oraz Alphonse, ciągle uwięziony w zbroi, opuszczają swój dom rodzinny. Edward, posiadający naturalny talent do alchemii, otrzymuje certyfikat i wkrótce będzie znany jako tytułowy Stalowy Alchemik. Prawdziwym celem braci jest wyszukiwanie wszelkich informacji o kamieniu filozoficznym. Mają nadzieję, że pozwoli im on na odzyskanie starych ciał. Wszystkie ich nadzieje spoczywają w mitycznym kamieniu, który wcale nie musi istnieć. Jednak wkrótce bracia przekonują się, że nie są jedynymi osobami, które go poszukują.

2. Kobato, tom 5. Cała seria jest dość mocno przesłodzona, ale przyjemna, i przynajmniej się do końca zbliża...
Oto Kobato - słodka i dość prosta młoda dziewczyna, która dąży do spełnienia swojego marzenia. Aby osiągnąć cel musi przejść ciężkie próby pod okiem gburowatego psa, którego szczekanie kąsa bardziej niż ugryzienia! Bohaterka otrzymuje magiczną buteleczkę, do której należy zbierać cierpienie ludzkich serc, poprzez ich leczenie. Gdy buteleczka się zapełni, życzenie Kobato zostanie spełnione. Niestety naszej Kobato brakuje trochę rozsądku przez co droga do spełnienia marzeń będzie kręta i wyboista.
3. Pamiętnik Przyszłości, tom 1. Serię wspominam jako "głupie to, ale przyjemne", więc pierwszy tom kupiłam....
Fabuła mangi kręci się wokół Yukiteru Amano, chłopaka niemającego żadnych przyjaciół i spędzającego swoje dni na robieniu dwóch rzeczy: pisaniu swojego pamiętnika na telefonie komórkowym oraz rozmowach ze swoim wymyślonym przyjacielem zwanym Deus Ex Machina, który w jego myślach jest bogiem Czasu i Przestrzeni. Lecz co jeżeli pewnego dnia okaże się, że Deus Ex Machina wcale nie jest wytworem jego wyobraźni, komórka w której prowadził swój dziennik zaczyna przepowiadać przyszłość a sam Yukiteru zostanie wciągnięty do morderczej gry, w której on i dwanaście innych osób będzie musiało walczyć na śmierć i życie?!
4. Deadman Wonderland,  tom 3, czyli kolejna rzecz z gatunku "głupie, ale przyjemne", chociaż bardziej mi się podoba niż w.w. Generalnie trzyma poziom poprzednich tomów, ale nic szczególnego to nadal nie jest.
Ganta został oskarżony o zamordowanie swoich kolegów z klasy i skazany na dożywocie w więzieniu Deadman Wonderland. Aby przeżyć, musi brać udział w śmiertelnie niebezpiecznych rozgrywkach organizowanych ku uciesze niczego nieświadomych widzów...
5. Złamane Skrzydła , tom 1, to tak zwane yaoi, czyli manga o związkach męsko-męskich. Nie jest to coś, co specjalnie lubię, ale jak dobre, to kupię, i tak było w tym przypadku.
Yashiro, prezes firmy Shinsei i szef gangu Shinseikai - jest uzależnionym od seksu masochistą, ale do tej pory trzymał ręce z dala od podwładnych. Sytuacja ulega zmianie, kiedy pojawia się nowy ochroniarz, Doumeki Chikara.Istnieje jednak powód, który nie pozwala Doumekiemu spełnić oczekiwać szefa. Tak zaczyna się historia dwóch mężczyzn, którzy mimo trudnej przeszłości - uczą się żyć na nowo.
6. Przekleństwo Siedemnastej Wiosny, tom 2 i ostatni. 
Takashiego nawiedzają koszmary o kobiecie błagającej, by nie odbierano jej dziecka. Czasem widzi za oknem dziwne cienie, ale stara się je ignorować. Gdy zbliżają się jego siedemnaste urodziny, cienie stają się coraz bardziej wyraźne, a sny realistyczne. Niegdyś miły i troskliwy Takashi powoli obojętnieje, aż w końcu staje się zimny i odpychający w stosunku do bliskich. Jaki związek ma ta nagła zmiana z jego zbliżającymi się siedemnastymi urodzinami?
7. Lament Jagnięcia , tom 1.


Rodzina Takashiro jest obciążona straszliwą klątwą: tylko ludzka krew może zaspokoić ich pragnienie. Wychowany przez wujostwo po śmierci matki, Kazuna Takashiro pozostawał nieświadomy swojego przeznaczenia. Kiedy jednak dorasta, jego instynkty zaczynają się odzywać powoli przejmując nad nim kontrolę...
8. Spice&Wolf , tom 7.
Głównymi bohaterami mangi są wędrowny kupiec - Lawrence Kraft oraz pradawna bogini plonów - Horo. Lawrence od siedmiu lat jeździ po kraju i ciężko pracując stara się uzbierać pieniądze konieczne do rozpoczęcia działalności handlowej z prawdziwego zdarzenia. Podczas jednej ze swoich wypraw, Lawrcence ratuje z opałów boginię-wilczycę Horo. 600-letnia opiekunka plonów przybiera formę młodej dziewczyny i postanawia towarzyszyć Lawrencowi w jego podróży. Jedyną rzeczą odróżniającą ja od innych śmiertelników są zwierzęce uszy i niezwykle puchaty ogon...
9.  Girl Friends, tom 1.
Mariko Kumakura to cicha i nieśmiała licealistka. W jej życiu niewiele się zmienia – pół dnia spędza na lekcjach, a prosto ze szkoły wraca do domu, do książek. Ubrania kupuje jej mama, a fryzurę ma taką jak jej urośnie. Pewnego dnia zagaduje do niej Akiko, dziewczyna będąca jej zupełnym przeciwieństwem. Głośna, otwarta, wręcz krępująco bezpośrednia, mająca dobre wyczucie stylu i bardzo luźny stosunek do szkolnych reguł, których Mariko tak kurczowo się trzyma. Ich znajomość rozwija się bardzo szybko i w konsekwencji doprowadza u Mariko do niezwykłej przemiany zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Niespodziewanie dojrzewają w niej również uczucia, których nigdy wcześniej nie znała...
Jak  kiczowato by to nie brzmiało, jest dość sympatyczne :)

10.  Demon Maiden Zakuro , tom 7
W epoce otwarcia Japonii na świat, ludzie i demony żyją obok siebie. Te ostatnie jednak spotykają się z ostracyzmem nowoczesnego społeczeństwa, traktowane jako relikt przeszłości. Rząd Meiji dolewa oliwy do ognia przyjmując kalendarz gregoriański bez porozumienia z demonami, co wywołuje lawinę przykrych incydentów wywołanych w ramach buntu przeciwko ludzkiemu reżimowi. By opanować sytuację, powstaje Ministerstwo ds. Demonian, w którym ludzie i demony współpracują ze sobą w nadziei na polepszenie stosunków obu stron. W taki sposób zaczyna się znajomość trzech przystojnych podporuczników z czterema dziewczętami półdemonami. Jedna z nich – wyjątkowo cięta na westernizację Zakuro, ulega urokowi szlachetnego Keia Agemakiego i już ma zmienić zdanie na temat przyjmowania zachodnich obyczajów, gdy nagle odkrywa, że obiekt jej westchnień od początku coś przed nią ukrywał…
11.  Kwiaty Grzechu , tom 4
Sejoon i jego bliźniacza siostra, Sewa, właśnie rozpoczęli naukę w liceum. Rozumieją się bez słów i wiele rzeczy robią wspólnie. Taka zażyłość jest zrozumiała i ogólnie akceptowana. Lecz są pewne granice relacji, których nie należy przekraczać. Sewa, w poszukiwaniu akceptacji, posuwa się o jeden krok za daleko. Jej siostrzana miłość staje się dla Sejoona coraz bardziej uciążliwa. Zazdrość i poczucie odrzucenia wywołują frustrację, a stąd już niedaleko do impulsywnych działań i nieprzemyślanych decyzji.
12.  Silver Spoon, tom 6.
 Tutaj nie ma co mówić o fabule, bo to typowa komedia - chłopak z miasta przyjechał do zawodówki rolniczej. I niech cierpi.

13. Atak Tytanów , tomy 1-3
Oto świat niemal w całości opanowany przez tytanów. Świat, w którym niedobitki ludzkości schroniły się za masywnymi murami, by nie skończyć jako pożywienie tych potężnych, przerażających istot...
Od tamtych wydarzeń minęło ponad sto lat. Przez ten czas tytani ani razu nie przypuścili ataku na mury. Jednak pewnego dnia ten pozorny pokój zostaje brutalnie przerwany. Oto bowiem wróg powrócił, a ludzkość czeka straszliwa batalia o przetrwanie...

Stosik (?) 4 - gry

Więc jest tylko Toukiden. I powiem tylko, że to typowy hunting, ale świetny, bo niedługo będzie coś więcej :)

No, to by było na tyle. Niestety, w tym tygodniu brak muzycznego przeglądu, będzie podwójny w przyszłym :)

Zapraszam do KOMENTOWANIA! 

wtorek, 4 listopada 2014

Nie dają nam naboi, czyli coś o Metrze 2034

   Zawsze miałam ochotę przeczytać Metro 2033, lecz z różnych powodów nigdy go nie przeczytałam. Gdy oglądałam mój prezent urodzinowy, wydawało mi się, że życzenie się spełni... dopóki nie zobaczyłam cyfry 4. Trochę się martwiłam, ponieważ słyszałam, że druga część jest znacznie gorsza, ba, nawet beznadziejna, ale uznałam, że nie ma co się sugerować opiniami - sama przeczytam. I oto moje wrażenia z powieści post-apo, według której ludzie przetrwali dzięki schronieniu się w tytułowym metrze.
       Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, ale w sumie spodziewałam się tego. Akcja rozpoczyna się na stacji Sewastopolskiej, której bezpieczeństwo zależne jest od dostaw amunicji, Niestety karawana przewożąca naboje nie przyjeżdża,a z każdym wysłanym wiadomość tracą kontakt w okolicach stacji Tulskiej. Dowódcy Sewastopolskiej postanawiają powierzyć misję odkrycia tajemnicy najlepszemu żołnierzowi, tajemniczemu Hunterowi, który do "towarzystwa" dobiera sobie Homera, staruszka z pisarskimi ambicjami oraz młodego Ahmeda.  W trakcie swojej podróży natrafiają też na samotną dziewczynę, Saszę, postanawiając wziąć ją ze sobą... Tak jak pisałam, fabuła jest mało ambitna - choć muszę przyznać, że ciągnęło mnie do odkrycia tajemnicy Tulskiej i ostatecznego rozwiązania, ale nie jest to zdecydowanie mocna strona, aczkolwiek braki fabularne niezbyt przeszkadzają. Zanim jednak przejdę dalej, muszę powiedzieć o jednej, ważnej rzeczy - nierówna jakość. Między 10 a 15 rozdziałem występuje poważny spadek, który niemal sprawił, że porzuciłam czytanie, ale pomyślałam, że jak już tyle przeczytałam, to przeczytam do końca. Ostatecznie tego nie żałuję.
       Hunter to najlepsza postać tutaj - i to jest fakt. Zaciekawia swoją tajemniczością, "przemiana duchowa",choć lekka, jest widoczna, a przy tym dobrze poprowadzona,odkrywanie skrywanego przez niego sekretu jest jednym z najlepszych, jak nie najlepszym, wątkiem. Rozwiązanie go też nie jest banalne, a wszystko to sprawia, że mrukliwy brygadier to po prostu świetnie skonstruowana postać. Z innymi, niestety, aż tak dobrze nie jest - Homer, oprócz chęci do "utrwalenia" historii, bycia żywą bazą mitów i legend na temat metra, ma też niestety skłonności do wręcz nadmiernego filozofowania na temat człowieczeństwa oraz cywilizacji; na początku dawało to powiew "wartości" książki, ale potem... po prostu irytowało, kiedy zamiast akcji, której i tak jest mało, albo chociaż jakichkolwiek zdarzeń, dostajemy kolejny wywody na ten temat, będące powtórką kolejnych. To duża wada. On zwyczajnie... nie przekonywał. Kolejna postać, Sasza, choć zapowiadała się na ciekawą, dającą powody do przemyśleń, z początku nawet mogłam się z nią utożsamić, potem wręcz zabija swoją naiwnością i głupotą. Po prostu głupotą. Pojawia się w końcowych partiach książki jeszcze jedna osoba, niestety, ona też nie porywa. Przynajmniej Hunter jest świetnie wykreowany, u reszty jednak to zawodzi.
     Jest też tu również wątek romantyczny, między Saszą a Hunterem, ale równie dobrze mogłoby go nie być, kiepsko poprowadzony i nieprzekonujący do siebie. Jakby to powiedzieć...  Nie czuć "chemii". Ot, po prostu.
       Czyli co, książka to dno i 5 metrów mułu, a jedyne co ją ratuje to postać Huntera? Nie, ma jednak dwie bardzo, bardzo ważne zalety, które "wyciągają ją z grobu". Pierwszą jest po prostu... klimat. W chwilach, gdy bohaterowie podróżują, no cóż, pustym, pozbawionym akcji metrem, czuć to. Czuć tą pustkę, można wręcz sobie wyobrazić, jak tam jest. To jest nie-sa-mo-wi-te. Drugą rzeczą, lecz z pierwszą związaną, jest styl pisania. Dmitry pisze mocno obrazowo, z łatwością da się wyobrazić to otoczenie, tą sytuacje. Doskonały. Nawet te filozoficzne wywody czytało się dobrze, tylko nie w takich ilościach, jakie są...
         Podsumowując, złe nie jest. Owszem, ma braki w fabule, postacie nie porywają - oprócz Huntera, którego wątek poprowadzony był świetnie i należy do moich ulubionych w literaturze ogółem, romans nieprzekonujący, ale świetny klimat i styl pisania... to jest to. Zwyczajnie dobrze się czyta - oprócz tych rozdziałów 10-15. Myślę, że wystawienie temu siódemki "na szynach" będzie odpowiednie.