sobota, 1 sierpnia 2015

Same problemy z tymi dzieciakami, czyli "W ciemność" Cormaca McCarthy'ego

Znacie to uczucie, kiedy teoretycznie naprawdę dobra powieść wam po prostu nie wchodzi? Tak bardzo, że na samą myśl o sięgnięciu po nią macie mdłości? A jak już w końcu sięgniecie, to okaże się, że w sumie było po co sięgać, ale wrażenia nadal mieszane... No cóż, zapraszam!
Oryginalny tytuł: Outer dark
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Ilość stron: 269
Gatunek: Trudno powiedzieć















W małej chatce na uboczu mieszka sobie ubogie rodzeństwo - Rinthy i Holme. Mało kto o nich wie, oni się nie wychylają. Gdy jego siostra rodzi dziecko, Holme postanawia się go pozbyć i zostawia w lesie na pastwę lasu i mówi, że umarło. Ona jednak dość szybko dowiaduje się prawdy, a tymczasem noworodka zabiera pewien druciarz.  Rinthy wyrusza w podróż, aby odnaleźć swojego pierworodnego, a Holme podąża za nią...

Z McCarthy'm spotkałam się już wcześniej - przy okazji "Drogi" , która mnie sobą zwyczajnie zachwyciła. I zapragnęłam spotkać się ponownie z autorem, i to jak najszybciej. Okazja przyszła wraz z wizytą w bibliotece :) Ale już nie będę przedłużać.

Co mnie urzekło w "Drodze"? Po pierwsze - genialny klimat. Tutaj to była najmocniejsza "linia obrony". Klimat świata, którego już nie ma, tych nieprzemierzonych dróg, tych ubogich ludzi... Po prostu piękne. Obłędne. Mimo wszystko zabrakło mi czegoś. Dopóki w tym świecie byłam - było świetnie. Kiedy jednak go opuściłam, nie miałam ochoty do niego wracać. Po prostu "W ciemność" nie miało takiego magnetyzmu jak "Droga", bo...

Jeśli chodzi o fabułę, to jest podobnie. Idą, idą i idą, tylko tutaj więcej ludzi spotykają :D Ale jednak "Droga" miała więcej tej magii. Po prostu tutaj tego zabrakło, przez co nie chciało mi się wracać do lektury, a nawet mnie odpychało podczas niej. Bo niby jest fajnie... ale czegoś brakuje. Tak jakby McCarthy chciał, a nie mógł. Czasami to nawet jakieś wymuszone się wydawało.

Ale mroczne jest. I zdecydowanie pomaga w budowaniu tego nastroju sposób, w jaki McCarthy nakreślił postacie i relacje między nimi. Właśnie to słowo jest idealne - nakreślił. Nie pokazuje niczego wprost (zwłaszcza w kwestii relacji), wszystko jest realistyczne, ale zarazem daje dużo do namysłu. I to zarówno w przypadku głównych bohaterów jak i tych, którzy się przez powieść powoli, nieśpiesznie przewijają.

A styl? Jak w "Drodze" - niesamowity. Zwyczajnie. Nietypowy, ale i genialny. Minimalistyczny, a malujący obrazy lepiej niż autorzy używający miliona opisów. Właśnie tak - McCarthy potrafi wszystko nakreślić paroma szczegółami, tworząc jeszcze przy okazji ten swój nietypowy, specyficzny klimat... Niesamowite.

No i kurczę... nie wiem, co napisać. Bo niby jest świetnie. Ale zabrakło magnetyzmu, zabrakło tego czegoś.Więc chyba całość dostanie 6,5/10, ale "Drogę" McCarthy'ego bardzo polecam :D

3 komentarze:

  1. Mi również "Droga" podobała się znacznie bardziej, ale i w tym tytule coś tam dla siebie znalazłam...
    Melduję, że w końcu odpowiedziałam na Twoje zaproszenie do LBA:
    http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2015/08/zabawy-blogowe-na-upalny-dzien.html

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja należę do przeciwników "Drogi". Kompletnie mnie nie porwała i niestety zaliczam ją do tych mniej ciekawych lektur. Dlatego z tym autorem na jakiś czas daję sobie spokój :)

    Pozdrawiam, Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. "Drogę" planuję od długiego czasu.

    OdpowiedzUsuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)