wtorek, 28 kwietnia 2015

Jak grupa kryminalistek podbiła moje serce, czyli "Orange Is The New Black", sezon 1 i 2.

            Serial, przez który przepadłam z życia na cztery dni. Serial, którego nawet bym nie zaczęła, gdyby nie to, że miałam godzinkę wolną, a ktoś mi go kiedyś polecał... Przepadłam.
             Piper Chapman ma narzeczonego i niezłą pracę. Przyszłość stoi przed nią otworem... do czasu, kiedy policja odkrywa jej przestępstwo  sprzed 10 lat, kiedy to dla swojej byłej dziewczyny, Alex, przemyciła pieniądze zdobyte na sprzedaży narkotyków. Wyrok - 15 miesięcy w więzieniu Litchfield. Piper zdarzyło się tam całkiem sporo, a raczej mało czego się spodziewała... a na pewno nie tego, że Alex także tam będzie.
             Serial gatunkowo jest komediodramatem i muszę przyznać - zaszufladkowany jest wyjątkowo trafnie. Zacznę od pierwszej części - komedii. Humor obecny jest po prostu wszędzie, a genialnych tekstów nie sposób zliczy, a zapamięta się tylko najlepsze - tak ich dużo. Nawet w dramatycznych sytuacjach pojawi się jakiś drobny akcent... Natomiast co do tego drugiego członu, czyli dramatu - również jest dobrze. Wątki pojawiające się w serialu spinają poszczególne odcinki w spójną całość, co po prostu wciąga. Genialnie.
           Pojawia się mnóstwo bohaterów. Chociaż całość kręci się wokół postaci Piper, to poznajemy naprawdę dobrze też inne więźniarki i to nie tylko ich "stan teraźniejszy", ale także ich historię, to, co sprawiło, że tutaj się znajdują. No i przede wszystkim ich charaktery są świetne! Nie tylko dobrze wykreowane, ale też ciekawe. Są szalone, indywidualne i wyróżniające się, ale i wiarygodne psychologicznie. Człowiek się do nich tak przywiązuje, że aż szkoda opuszczać je chociaż na czas pomiędzy jednym a drugim odcinkiem. Owszem, zdarzają się także postaci tak niewyraźne, że aż szkoda gadać (Dayanara, tak, ty, Larry, ty też), albo osoby, których nie polubimy za Chiny, czy to w serialu, czy w prawdziwym życiu (Vee?), ale przeważają charaktery, których możemy nie lubić, ale możemy też lubić. Kto komu przypadnie.
         Zarówno w pierwszym, jak i w drugim sezonie pojawia się osoba, którą można nazwać "tym złym", ale są to postacie na równi z innymi postaciami (źle się wyraziłam, ale już trudno). O ile antagonistkę drugiego sezonu nie sposób lubić, tak Pennsatucky, pełniąca rolę "tej złej" w sezonie pierwszym jest osobą, którą można nawet uwielbiać, mimo tego, że psuje krew praktycznie wszystkim głównym bohaterkom. Jest jednak wariatką, taką wariatką, która jest właściwie zabawna :D
        Realizm w tym serialu żaden - więzienie trochę raczej jak przedszkole, a niektóre zdarzenia wywołują natychmiastowego facepalma. Nie przeszkadza to jednak ani trochę, bo serial na tyle wciąga, jest na tyle zabawny,  a postacie są tak charakterystyczne, że po prostu zmusza do oglądania kolejnych odcinków. Niesamowite.
       Co do aktorów - większość jest świetna, kilka jest niesamowitych, od reszty odbiega chyba tylko aktor grający Larry'ego. Na wyróżnienie zasługuje za to rola Crazy Eyes oraz Pennsatucky, natomiast reszta jest po prostu naprawdę dobra.
      Podsumowując, nawet nie zastanawiajcie się, czy to oglądać. Po prostu zacznijcie, a jestem niemal pewna, że wam się spodoba. Nie wiem, komu by to można odradzić - homofobom? Bo trochę takich wątków się pojawia ;) W każdym razie, to świetny serial. Z wyrazistymi postaciami, genialnym humorem i niezłymi aktorami. No i wciąga. Wciąga gorzej niż ruchome piaski, bo wydostać się szansy nie ma. W pełni zasłużone 9/10. Może nawet 9,5/10.

1 komentarz:

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)