wtorek, 14 kwietnia 2015

Zbawiciel zstąpił do Zony, czyli "Ołowiany Świt" Michała Gołkowskiego.

          Odkąd tylko zainteresowałam się tematyką postapo, na listę "Muszę przeczytać" trafiła również i ta pozycja. Dni mijały, książki wciąż nie miałam, aż w końcu jednak ją zdobyłam. Podekscytowana byłam niesamowicie, a jak wyszło - to przeczytacie zaraz ;)
           Misza jest stalkerem. Na codzienne spacerki nie chodzi do parku, tylko do Zony, jak biega, to nie dla rozrywki, tylko dlatego, że musi uciekać, natomiast osobą, z którą spędza najwięcej czasu jest jego pistolet, Zbawiciel. Poza tym wpada do swoich kumpli, z którymi wspólne wypady odbywa...do Zony. Zaopatruje się w amunicję, hobbystycznie zbiera artefakty, wiele razy niemal nie ginie. Taki to jest żywot stalkera.
           "Ale o co chodzi? Co to ta Zona? Jakie artefakty? No, anomalie, to ogarniam, tylko czemu ich tak dużo?!", taka oto była moja reakcja w pierwszych rozdziałach. A potem zrozumiałam, że przecież to jest uniwersum S.T.A.L.K.E.Ra, którego zupełnie nie znam, ale całe szczęście, Misza jako narrator wyjaśnia nam trochę rzeczy i z czasem zaczynamy kojarzyć, co oznacza co. Z początku jednak atakuje nas mnogość nazw anomalii, niemal kompletnie niewyjaśnionych.
          Powiem teraz może właśnie o tym, jak ten świat został przedstawiony. Generalnie, Zona to spustoszałe miejsce, pełne opuszczonych fabryk, laboratoriów. Pojawiają się anomalie - czyli nietypowe zjawiska, a wejście w obszar ich działania zazwyczaj kończy się mniej lub bardziej bolesną śmiercią. Gdzieniegdzie wałęsają się mutanty, których też jest kilka rodzajów (na tyle kilka, że nawet mogłam wytypować swojego "ulubionego", bo są dość ciekawi). Jakie odniosłam wrażenie? Ten świat jest z jednej strony klimatyczny, ale z drugiej... taki pusty. Czegoś w nim brakowało. Po prostu Misza chodził sobie po Zonie, z kumplami czy bez, napotykał przeszkody, ale... czegoś brakowało.
        W tym miejscu dochodzimy do fabuły, której właściwie nie ma. Kolejne rozdziały to krótkie opowiadania, w których Misza napotyka kolejne rzeczy, kolejnych ludzi. W sumie było to nawet przyjemne, ale brak konkretnego wątku fabularnego męczył. Nawet w innych książkach będących zbiorami opowiadań pojawiała się jakaś "ciągłość". Tak to było wiele nitek, za które można było pociągnąć, żeby wprowadzić jakiś wątek, coś, co mogłoby potem połączyć się w całość - i nic. Pod koniec niby coś tam próbowano, niby tak, ale nie wyszło...
         Jeśli chodzi o bohaterów, to tutaj jest już różnie. Misza, Dr oraz parę innych jego kumplów są skonstruowani naprawdę nieźle (chociaż nie są to postacie, do których się mocno przywiążesz), tak występująca w dwóch rozdziałów Dura jest po prostu debilką. Każde jej posunięcie wywoływało u mnie efektownego facepalma i tylko czekałam, aż jakoś się jej Misza pozbędzie.
         Przejdźmy może do stylu autora. Muszę przyznać, że tutaj akurat jest dobrze, bez większych wad. Chociaż Michał pisze w mojej znienawidzonej narracji (pierwszoosobowa, czas teraźniejszy), to czyni to umiejętnie i czyta się naprawdę dobrze. Nie ma żadnych problemów z wyobrażeniem sobie świata, jest również mocna "wczuwka" i chociaż język, którym autor się posługuje nie jest wybitny, to wielką zaletą jest właśnie ta "wczuwka"
         Dobra, bo wyszło, że zjechałam tą pozycję, a ona całkiem niezła była. Czytało się przede wszystkim przyjemnie, można było się wczuć, poczuć ten postapokaliptyczny świat; na dodatek, postacie zostały skonstruowane całkiem nieźle. Rozdziały, choć bez fabuły, były dość wciągające, a opisy walk - naprawdę dobre. Całość dopełniają jeszcze pojawiające się raz na jakiś czas rysunki Szymona Radomskiego. Podsumowując, fanom takich klimatów polecam, tym, którzy w postapo dopiero wkręcają zalecałabym jednak sięgnięcie po coś innego, a ludzie, którzy w tego typu literaturze nie gustują nadal gustować nie będą. Książka dostaje mocne 5.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Wiadomo, nie każdemu podpasuje, a w przypadku akurat tej pozycji przekonywać nie będę ;)

      Usuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)