poniedziałek, 17 listopada 2014

Ach, te żony, czyli Zaginiona Dziewczyna.

 Czasami się zastanawiam: Czy to ja mam taki zły gust, czy to mi tak łatwo się przypodobać z książką, czy po prostu wybieram dobre pozycje. Osobiście, wolałabym, żeby to było to ostatnie - w każdym razie, przybywam z kolejną opinią. O Zaginionej Dziewczynie.
   Nick Dunne mógłby powiedzieć, że ma szczęście - jego żona, Amy, jest piękna, mądra, inteligenta. Wręcz niezwykła. Pewnego dnia, kiedy z rana wraca do domu w piątą rocznicę ślubu, salon znaczą ślady walki, a lubej jak nie było, tak nie ma. Nick z jakiegoś powodu zwleka z zawiadomieniem policji, a jak wszystko się wydaje, zachowuje się dziwnie i dużo kłamie. Spada na niego deszcz podejrzeć o zamordowanie Amy, a on z pomocą swojej siostry, Margo, próbuje udowodnić swoją niewinność. A okazuje się, że małżeństwo wcale takie szczęśliwe nie jest...
   Wbrew temu, co mówi opis, nie znajdziemy tutaj skomplikowanej intrygi kryminalnej. Całość wyjaśnia się (ale tylko dla Nicka, reszta niezbyt wierzy) w około 1/3 książki,a nawet spokojnie było można to wcześniej odgadnąć,  ale nie w tym rzecz... rzecz jest w psychologii.  Trochę się z jednej strony zasmuciłam, ale po przeczytaniu 150 stron... wsiąkłam. Ot, tak po prostu. Całość pisana jest z dwóch perspektyw - Amy i Nicka, każdy ma inną wersję, każdy inaczej myśli... I poznawanie tego po prostu wciąga. Okropnie. Czytałam i czytałam, aż przeczytałam, nie mogąc przerwać, aż się skończyło z efektem "łaaał", wręcz nie mogłam uwierzyć, że jestem tu, w Polsce, a nie w miasteczku nad Missisipi.
     Jak mowa o psychice, warto wspomnieć o bohaterach. Książka najbardziej rozwija tych głównych i wyszło jej to na dobre - naprawdę mogłam "zanurzyć się" w umyśle Nicka i Amy, zrozumieć ich (chociaż to odpowiednie słowo nie jest....), i uwierzcie mi - są wielowarstwowi, nic nie jest takie, jakim się być wydaje, a narracja pierwszoosobowa tylko w tym pomaga.  Serio, szok to dobre określenie, kiedy już całość jest odkryta. W czasie akcji poznajemy też Margo, siostrę kochanego mężusia, która jest sympatyczna i ludzka, dość... normalna, parę "glin", innych, równie dobrych kandydatów na zbrodniarzy, oraz parę innych osób, a "odkrycie" którejkolwiek z nich byłoby po prostu nieodpowiednie. Przeczytacie, to poznacie. Warto wspomnieć, że autorka nie porzuciła tych postaci bardziej pobocznych, one również mają swoją głębię psychologiczną, naprawdę trudno cokolwiek o nich powiedzieć, żeby nie zaspojlerować.
    Kiedy ujrzałam wreszcie na oczy tę książkę, zaskoczyła mnie głównie... jej objętość. Dobre 650 stron w twardej oprawie sprawiło, że się uśmiechnęłam i z chęcią się z taką ilością uporałam, a czytając ją, dowiedziałam się, co, oprócz samej treści, sprawiło, że jest taka długa. A mianowicie, styl pisania. Podobał mi się, pasował, zwłaszcza ta narracja, ale fakt faktem, jest rozwleczony nieco. Zwłaszcza na początku. Autorka opisuje w parę zdań to, co mogłaby opisać w nudę, niejako "poprawia się", dopełnia twierdzenia. Jak już mówiłam, mnie to naprawdę nie przeszkadza, ba, dla mnie dodało takiej formy, że to naprawdę opowiadał człowiek, ale można na to narzekać. Ja nie narzekałam,  z jednego, prostego powodu: fabuła przesłoniła mi te wady. Czasem mogłam poczuć to rozwleczenie, ale tak mnie wciągnęło, że nie byłam w stanie.
     Może i ma wady. Może i jest miejscami rozwleczone. Ale za tych bohaterów, za możliwość wcielenia mnie w całkowicie inny świat, w świat ludzkiego umysłu, zupełnie innego od mojego, za ostateczne zaskoczenie, za podziw dla sprawcy, za to wszystko, daję z czystym sercem 9+/10.

2 komentarze:

  1. zastanawiałam się nad książką i teraz z pewnością się zdecyduję. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio byłam w kinie na filmie. Ale fabuła tak bardzo przypadła mi do gustu, że zamówiłam sobie w wydawnictwie egzemplarz do recenzji. Zwykle najpierw czytam, a później oglądam na ekranie. Teraz będzie odwrotnie. Zobaczymy, jaki będzie tego efekt;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)