wtorek, 30 czerwca 2015

Thunderstruck, czyli "Dreszcz" Jakuba Ćwieka.

Jakiś czas temu czytałam "Chłopców" tego autora i nie ukrywam, podobali mi się :D Toteż widząc "Dreszcza" w bibliotece natychmiastowo po niego sięgnęłam, zwłaszcza, że zapowiadała się wybuchowa przygoda z superbohaterami i rock'n'rollem w tle. Ale po kolei...
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 285
Gatunek: Fantastyka
















Ryszard "Zwierz" Zwierchowski. Podstarzały osobnik z uroczą gromadką dzieci, do którego przyznaje się tylko jedno z nich (a zarazem próbuje mu znaleźć pracę), a który mimo wieku żyje pełnią zasady "Sex, drugs and rock'n'roll". Przyjaźni się, o ile można to tak nazwać, jedynie z emerytowanym górnikiem Alojzym, a wrogowie...wszystkie mohery z osiedla. Pewnego dnia jednak grzesznik zostaje ukarany i to przez same niebiosa. Piorunem. Chyba jednak diabeł jest z nim, bo nie dość, że nie umiera, to jeszcze zyskuje supermoce. A że po drodze przyplątał się pewien opiekuńczy Anglik, to może już załatwiać złoczyńców z pioruna...

Generalnie zacznę może od pochwały - czuć klimat rock'n'rolla, a że nawet lubię te klimaty (chociaż wolę metal), to się cieszyłam :D Ponadto, ponownie widać humor Ćwieka. Obiektywnie rzecz biorąc, bywa dość prostacki, bywa i dość inteligentny, ale dla mnie był... przede wszystkim śmieszny. No i niewątpliwie wrzucił tu sporo ciekawych pomysłów, dla których samych warto przeczytać tą pozycję - Zawisza Czarny (szkoda tylko, że było go okropnie mało), postać Ekumena (i finalny pojedynek właśnie jego... z Matką Boską; był tak absurdalny, że aż niesamowity) no i sam Rysiek.

Słówko o postaciach - większość z nich jest pozytywnie przerysowana, wpisując się w komiksową konwencję. Tak więc zarówno stary rock'n'rollowiec Rysiek, jak i rodowity Ślązak Alojzy (notabene najbardziej realistyczna postać) wzbudzają sympatię.Zwłaszcza, że rozmowy Ryśka z Alojzym bywają rozbrajające. Gorzej z owym Anglikiem, Benjaminem, który był tak cholernie irytującą i nierealistyczną (nawet jak na te standardy) postacią. Jak tylko cokolwiek mówił, jak tylko się pojawiał, już miałam go dość... Tak sobie było również z niektórymi postaciami pobocznymi w stylu komisarza Drewniaka. Znowu jest lepiej, gdy pojawia się Ekumen, ale nadal niesmak po Benjaminie pozostaje.

Niezbyt przekonała mnie do siebie  fabuła. Owszem, czytało się lekko, szybko i przyjemnie, lecz po prostu nie wciągała, bo kiedy czytałam np. "Front burzowy" - tam też był humor, to też było czysto rozrywkowe fantasy - to strony aż same się przewracały. Tutaj czasem się wciągałam, ale cała sprawa "morderstw" była nieprzekonująca. Niby wiadomo, że absurd, że taka konwencja... ale z absurdu też trzeba umieć korzystać, też powinien być przekonujący. Ponadto trochę scen wydawało mi się jakby dodanych bez potrzeby. A zamiast tego Ćwiek mógł po prostu wszystko bardziej przemyśleć, tak po prostu. Z drugiej strony, jest sporo dobrych, nawet świetnych fragmentów, ale ogólnie poziom jest nierówny.

To pod żadnym pozorem nie jest zła książka. Daje rozrywkę nasączoną czystym rock'n'rollem, sporo humoru oraz parę wyrazistych postaci. Jej główną wadą jest po prostu to, że w niektórych miejscach jest nieprzekonująca, nierówna. Ale za humor, za Ryśka, za rock'n'roll  - 6/10. Fani Ćwieka pewnie już przeczytali, jak nie, to i tak im się pewnie spodoba. Fani rock'n'rolla poszukujący dobrej rozrywki też mogą sięgnąć, bo humor jest tego wart, tak samo jak parę postaci i scen. Bo chociaż jest 6/10, to trochę z siebie zostawia.

1 komentarz:

  1. Autora kojarzę, jednak nigdy nie miałam okazji sięgnąć po jego twórczość :)

    OdpowiedzUsuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)