środa, 24 grudnia 2014

Dawno, dawno temu, czyli "Korona Śniegu i Krwi" Elżbiety Cherezińskiej.

           Dzisiaj dzień Wigilii, powinnam być zajęta - ale razem z rodziną udało nam się w miarę szybko wyrobić z porządkami i ciasta upiec, toteż troszkę czasu na naskrobanie czegoś o świeżo przeczytanej książce mam... Po "Londongradzie" nie miałam ochoty na nic przeciętnego, więc wybrałam z półki rzecz, która zapowiadała się naprawdę dobrze - a jest nią właśnie "Korona...".
            Czasy Wielkiego Rozbicia. Polska rozpadła się na księstwa, którymi rządzą skłóceni Piastowie. Króla nie ma, a sąsiedzi z chęcią by nim zostali  i do tego dążą. Krótko mówiąc, sytuacja beznadziejna. Gdzieś wśród tego zamieszania znajduje się książę Przemysł II władający Starszą Polską (czyli dzisiejszą Wielkopolską), który stara się ten piękny kraj zjednoczyć... A jaki związek z tym wszystkim ma ród Zarembów? Czy Polska znów będzie jednym królestwem?
           Odpowiedź na to drugie pytanie jest znana z lekcji historii, ale czy to jakkolwiek przeszkadza w czytaniu? Nie. Po prostu wsiąka się w ten świat i mimo, że gdzieś tam w podświadomości kołacze się fakt, że zakończenie tej historii jest znane, książkę pochłania się jednym tchem. A właściwie to nie do końca, bo ma... 720 stron (właściwej opowieści). To i tak mało, biorąc pod uwagę fakt, że obejmuje ok. 40 lat. Czasem zdarzają się przeskoki w czasie, zwłaszcza w końcowych częściach, kiedy o śmierci jakiejś postaci dowiadujemy się od kogoś innego ("Ale przecież ona już nie żyje..."). O dziwo, wcale to nie przeszkadza, chociaż czasem można poczuć się zdezorientowanym....
           Powieść porównywana jest do Gry o Tron. Bo w sumie to jak jej nie porównywać, skoro jest walka o koronach, są intrygi i spiski, są rody  i ich zawołania i po prostu cała atmosfera jest podobna? Nawet forma, polegająca na przeskakiwaniu z postaci na postać przypomina wspomnianą powieść. O ile jednak u George'a wszystko było dość wolne, pozwalające się dokładnie zagłębić, tak tutaj... również jest immersja, ale akcja pędzi bardzo szybko. Niemal na każdej stronie dzieje się coś ważnego i ciekawego, no i, nie będę ukrywać - po prostu czytałam to przez każdą wolną chwilę wyrwaną od przygotowań świątecznych...
            Właśnie ta warstwa intrygowo-spiskowo-walkowa bardzo mnie urzekła. Po prostu lubię takie klimaty, a że tutaj wszystko toczyło się szybko, to nie musiałam sobie nawet robić przerwy...
            Co do walk, warto wspomnieć o stylu. Okropnie mi się spodobały opisy i język, jakim posługuje się Cherezińska. Jest dość współczesny, ale jednocześnie malowniczy i pozwalający po prostu wchłonąć w ten świat, historia przestaje być górą dat, a całość wydaje się być namacalna, dodatkowo świadomość, że to było naprawdę tylko to potęguje. W dialogach nie uświadczymy więc staropolskiego, zazwyczaj jednak bohaterowie wypowiadali się, jak na epokę przystało. Raz jednak, nie pamiętam, czy więcej, ale ten jeden szczególnie mnie to "wybiło z rytmu" zdarzyło się, że któryś z bohaterów użył sformułowania "czterdziestka na karku". I immersja prysła, szczęście, że tylko ten jeden raz. Walki przedstawione są dynamicznie, bez dłużyzn i niepotrzebnych szczegółów. Może i nie ma aż tak w nich rozmachu, ale spełniają swoje zadanie.
          Bohaterów jest tak wielu, że nie dałabym rady ich tutaj wymienić.Co ważniejsze, mimo ich mnogości  nie byli z papieru/tektury, byli po prostu żywi, wyraziści i idealnie dopasowali się do świata. Spokojnie potrafiłam uwierzyć, że tacy właśnie byli, miałam nawet swoich faworytów^
          W powieści tej historycznej pojawiają się elementy fantasy, głównie polegającym na tym, że zwierzęta z herbów ożywały - i uznaję to za kompletnie niepotrzebne. Za każdym razem, gdy czytałam o zeskakującym z szat lwie czułam zdenerwowanie...
          Natomiast oprócz samej walki o władze jest tu też wątek pogaństwa, który był jak dla mnie zdecydowanie najciekawszy z tych pobocznych - po prostu czasem nie mogłam się doczekać, kiedy znów do niego narracja wróci. Było go mało, ale zawsze to lepiej, niż gdyby było za dużo - tak to był naprawdę dobry jakościowo.
          Co to dużo mówić? Okropnie wciąga, język jest świetny, chociaż niektóre sformułowania mi zgrzytały, bohaterowie żywi i wyraziści - tylko po co te ożywające herby? Niby taki drobiazg, a potrafi denerwować przez całą lekturę... Mimo wszystko, polecam wszystkim sięgnąć po to tomisko, nawet osobom, które się w tym gatunku nie lubują - 9/10.

3 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie! Jedyne, co mnie jednak powstrzymuje, to liczba stron. W ostatnim czasie coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie nadaje się do lektur dłuższych niż 500 stron xD Muszą być naprawdę dobre, by utrzymać moją uwagę. W innym wypadku czytam takie książki i czytam i czytam... i przeczytać nie mogę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem właśnie podczas czytania:) Mi język, którym posługuje się autorka, również się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cegiełka warta uwagi, co tu dużo pisać. Na pewno przeczytam. ;)

    OdpowiedzUsuń

Jak już poświęciłeś/aś chwilkę, żeby to przeczytać, to zostaw po sobie ślad! Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota i pokazuje mi, że kogoś jednak obchodzą moje wypociny ;)